PERU 2003

Opisy, jak się przygotować, relacje ...
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

PERU 2003

Post autor: Piotr Kowalski »

Na forum jestem od niedawna. Robiąc niedawno drobne porządki wpadły mi w ręce płyty ze zdjęciami z Peru. Rok 2003 przełom kwietnia i maja. Po przejrzeniu zdjęć doszedłem do wniosku że można by je zamieścić na forum jako ciekawostkę. Nie są tak dobre jak Pawła ale oddają sens. A pokazują piękno i różnorodność. Będę je dzielił i sukcesywnie zapuszczał na forum. Pewnie był to mój jedyny taki wyjazd ale marzy mi się jeszcze.
Na początek plener i larwy.
Załączniki
PICT0012a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (137.13 KiB)
PICT0009c.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (141.47 KiB)
PICT0007b.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (116.89 KiB)
PICT0001a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (147.96 KiB)
PICT0001b.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (136.03 KiB)
PICT0003b.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (98.82 KiB)
PICT0009a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (132.41 KiB)
PICT0007a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (146.4 KiB)
PICT0002a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (139.63 KiB)
PICT0008a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (107.93 KiB)
Awatar użytkownika
Miłosz Mazur
Posty: 2565
Rejestracja: czwartek, 26 stycznia 2006, 11:33
UTM: CA08
Specjalność: Curculionoidea
profil zainteresowan: Muzyka metalowa, fantastyka, gry planszowe
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle/Opole
Podziękował(-a): 1 time
Kontakt:

Post autor: Miłosz Mazur »

Ale cudaki ;)
Super wyprawa !
Awatar użytkownika
Kamil Mazur
Posty: 1922
Rejestracja: niedziela, 19 grudnia 2004, 15:14
Specjalność: Psychidae
Lokalizacja: Rzeszów
Kontakt:

Post autor: Kamil Mazur »

Niesamowite te gąsienice, jakże odmienne od spotykanych w naszych strefach klimatycznych...
Awatar użytkownika
J. Tatur-Dytkowski
Posty: 682
Rejestracja: sobota, 23 kwietnia 2005, 11:09
Lokalizacja: Warszawa

Post autor: J. Tatur-Dytkowski »

Gąsienice robią wrażenie. Sfociłeś jakichś przedstawicieli Cerambycidae ?
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Niestety nie. Generalnie chrząszczy prawie nie widziałem ale to może dlatego że ich nie szukałem. Ale to co przyleciało do ekranu to tak. Zamieszczam zdjęcia chrząszczy i nie tylko.
Załączniki
PICT0013a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (123.22 KiB)
PICT0015a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (71.72 KiB)
PICT0021a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (94.48 KiB)
PICT0002b.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (132.74 KiB)
PICT0007a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (72.6 KiB)
PICT0004b.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (76.55 KiB)
PICT0010a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (85.26 KiB)
Awatar użytkownika
Tawulec
Posty: 1745
Rejestracja: wtorek, 13 września 2005, 19:00
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Tawulec »

Ależ diabelstwo :) Gdybym coś podobnego znalazł w Polsce, to chyba zszedłbym na miejscu na zawał. Świetne kształty, zupełnie inna fauna. Gratuluję zdjęć i wyprawy!
Ps. ten mikrus to Gracillaridae? Siedzi podobnie do naszych Caloptilia. Ale kształt.... ;)
Pawel Jaloszynski
Posty: 1887
Rejestracja: czwartek, 5 lutego 2004, 02:00
Lokalizacja: Palearktyka

Post autor: Pawel Jaloszynski »

Chrząszcz na zdjęciu PICT0010a.jpg (czy naprawdę nie można jakoś sensowniej nazywać zdjęć tylko brać je żywcem z karty aparatu..?) to omarlica z rodzaju Oxelytrum. Gatunek z grupy discicolle, ale z tego zdjęcia trudno coś więcej powiedzieć.

Paweł
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Ostatnia porcja nie ciem. Nie będę ich oznaczał bo to nie mój krąg zainteresowań.
Załączniki
Chyba coś z prostoskrzydłych. Bardzo ciekawy owad który na nasz widok przyjął taką pozycję obronną
Chyba coś z prostoskrzydłych. Bardzo ciekawy owad który na nasz widok przyjął taką pozycję obronną
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (51.77 KiB)
Modliszka
Modliszka
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (131.95 KiB)
Patyczak
Patyczak
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (70.14 KiB)
Mrówki grzybiarki
Mrówki grzybiarki
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (147.32 KiB)
Mrówkolew ok 100 mm długości
Mrówkolew ok 100 mm długości
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (125.76 KiB)
Straszyk chyba
Straszyk chyba
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (85.89 KiB)
Modliszka
Modliszka
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (120.35 KiB)
Awatar użytkownika
Marcin Kutera
Posty: 1131
Rejestracja: niedziela, 10 października 2004, 17:08
UTM: EB24, EC18
Specjalność: Lepidoptera, Odonata, Orthoptera,
Lokalizacja: okolice Ostrowca św

Post autor: Marcin Kutera »

Piotr Kowalski podpisał zdjęcie:
"Chyba coś z prostoskrzydłych. Bardzo ciekawy owad który na nasz widok przyjął taką pozycję obronną"

Mam wrażenie, że to jakaś nimfa jedego z gatunków prostoskrzydłych
Awatar użytkownika
Marcin Kutera
Posty: 1131
Rejestracja: niedziela, 10 października 2004, 17:08
UTM: EB24, EC18
Specjalność: Lepidoptera, Odonata, Orthoptera,
Lokalizacja: okolice Ostrowca św

Post autor: Marcin Kutera »

niesamowite :shock:
Awatar użytkownika
Tawulec
Posty: 1745
Rejestracja: wtorek, 13 września 2005, 19:00
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Tawulec »

świetne! jak broszki te garbatki :) nieco podobne do naszej fagi ;)
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

I jeszcze kilka ciem z ekranu
Załączniki
Halysidota sp
Halysidota sp
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (71.72 KiB)
Turuptiana affinis
Turuptiana affinis
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (137.84 KiB)
Diaphania hyalinata
Diaphania hyalinata
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (116.49 KiB)
Hypercompe sp może caudata
Hypercompe sp może caudata
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (145.39 KiB)
Adhemarius gannascus
Adhemarius gannascus
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (134.67 KiB)
Awatar użytkownika
Rafał Celadyn
Posty: 7250
Rejestracja: poniedziałek, 18 czerwca 2007, 17:13
UTM: CA-95
Lokalizacja: Młoszowa
Kontakt:

Post autor: Rafał Celadyn »

Kapitalne kształty i wzory :smile: ,pozdrowki Rafał.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

I jeszcze kilka ciem z ekranu. Oznaczyli je koledzy z Muzeum Zoologicznego UJ za co dziękuję.
Załączniki
Carapella aequidistans
Carapella aequidistans
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (130.44 KiB)
Cidariophanes brigitta
Cidariophanes brigitta
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (126.68 KiB)
Pantherodes pardalaria
Pantherodes pardalaria
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (88.34 KiB)
Graphidiphus fulvicostaria
Graphidiphus fulvicostaria
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (124.48 KiB)
Ormetica ameoides (żółta)<br />Tricypha rosenbergi
Ormetica ameoides (żółta)
Tricypha rosenbergi
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (140.48 KiB)
jon

Post autor: jon »

A tak od strony technicznej to napisz jak można się wybrać do Peru za jaką kwotę, jakie warunki trzeba spełniać, szczepienia itd. Z kim tam byłeś? Sam? W jakim terminie najlepiej. Jak tam wygląda to wszystko od strony bezpieczeństwa? I w ogóle. Przecież możnaby napisać o tym książkę, a Ty tak jakoś lakonicznie... Dawaj więcej i zdjęć i tekstu. To dla mnie szokująco piękna wyprawa. Napisz dokładnie gdzie byłeś. Co robiłeś, kogo spotkałeś. Jakimi metodami łowiłeś, Jak wygląda sprawa z przewiezieniem motyli przez granice wszelkie itp itd...
Awatar użytkownika
Damian Bruder
Posty: 791
Rejestracja: czwartek, 25 marca 2004, 15:15
UTM: WT43
Lokalizacja: Nowa Sól/Poznań

Post autor: Damian Bruder »

jon pisze:A tak od strony technicznej to napisz jak można się wybrać do Peru za jaką kwotę, jakie warunki trzeba spełniać, szczepienia itd. Z kim tam byłeś? Sam? W jakim terminie najlepiej. Jak tam wygląda to wszystko od strony bezpieczeństwa? I w ogóle. Przecież możnaby napisać o tym książkę, a Ty tak jakoś lakonicznie... Dawaj więcej i zdjęć i tekstu. To dla mnie szokująco piękna wyprawa. Napisz dokładnie gdzie byłeś. Co robiłeś, kogo spotkałeś. Jakimi metodami łowiłeś, Jak wygląda sprawa z przewiezieniem motyli przez granice wszelkie itp itd...
Sam miałem o to zapytać :wink: :smile:
Potwierdzam i również proszę o więcej opisów, głównie związanych z kosztami, szczepieniami, rodzajem połowów i przetransportowaniem tego przez granicę.
pozdrowienia
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Przychylając się prośbie Jona i Damiana dorzucę garść informacji (były pytania również na priva na które odpowiedziałem). Może moja opowieść nie będzie tak ładna jak innych forumowiczów ale tak to już jest jak z zawodu jest się mechanikiem.
Pomysł samego wyjazdu kiełkował już wcześniej. Namawiał mnie gorąco na wyprawę mój serdeczny przyjaciel Piotr Król z którym się znamy cho cho i jeszcze trochę. Razem zaczynaliśmy łowić pierwsze motyle i chrząszcze pod koniec lat 60 tych. Naszpilone i zasuszone okazy trzymałem w pudełku po czekoladkach Wedla. Ale wróćmy do tematu. Piotrek bodajże dwa lata wcześniej był na wyprawie w Ekwadorze po powrocie tak barwnie opowiadał że sam zachciałem się wybrać. Zresztą większą część motyli i ciem przez niego przywiezioną ja rozciągałem trochę czasu mi to zajęło bo tak pewnie z półtora roku. Moja ukochana małżonka Grażynka(niektórzy forumowicze ją znają od pewnego czasu razem jeździmy na sympozja i spotkania) przyglądała się temu z lekką dezaprobatą ale jednocześnie z zaciekawieniem. To wtedy padł z jej ust pomysł a może też byś się tam wybrał i sobie nałapał tyle motyli że będziesz miał co rozciągać na wiele lat. Jeszcze po drodze było sympozjum sekcji motylarskiej w Zatwarnicy gdzie miałem okazję przez chwilę rozmawiać z Prof. Wojtusiakiem który gorąco mnie namawiał na wyprawę. I jeszcze jeden kontakt z bardzo zaprzyjaźnionym Entomologiem który również namawiał mnie na wyprawę niestety nie zdradzę jego nazwiska.
Te wszystkie elementy miały znaczący wpływ na to że zaczęła dojrzewać myśl że może warto spróbować. Kilka wspólnych spotkań z Piotrkiem i podjęliśmy decyzję.
Zakup biletu wtedy to był koszt ok 960 USD linie lotnicze KLM przelot z Warszawy z przesiadką w Amsterdamie i dalej Lima. Oczywiście przed wylotem wybrałem się do stacji sanitarno-epidemiologicznej gdzie przemiła Pani doktor poinformowała mnie że jedyne wymagane szczepienie lecąc do Peru to żółta febra i że na lotnisku mogą sprawdzić czy posiadam żółtą książeczkę z aktualnym wpisem. Koszt badania wraz ze szczepieniem był około 120 zł. Oczywiście Pani doktor namawiała mnie jeszcze na inne szczepienia dur , tężec , malaria , żółtaczka typ B , C i przeciwko wszystkim możliwym innym chorobom oczywiście koszt byłby inny i wiązało by się to z co najmniej trzykrotną wizytą(a każda wizyta to odpłatne badanie lekarskie wtedy z 80 zł)
Wiza wystąpiliśmy odpowiednim drukiem do konsulatu w Warszawie czas oczekiwania wtedy było chyba od ręki koszt 25 USD po przedstawieniu dowodu wpłaty w banku.
A wiza śliczna na całą stronę pieczątka z napisami różowym atramentem z dwoma znaczkami jak pocztowymi z samolotami.
Jeśli się podoba to CDN.
Piotr
Awatar użytkownika
Miłosz Mazur
Posty: 2565
Rejestracja: czwartek, 26 stycznia 2006, 11:33
UTM: CA08
Specjalność: Curculionoidea
profil zainteresowan: Muzyka metalowa, fantastyka, gry planszowe
Lokalizacja: Kędzierzyn-Koźle/Opole
Podziękował(-a): 1 time
Kontakt:

Post autor: Miłosz Mazur »

Podoba :mrgreen:
Roland Dobosz
Posty: 26
Rejestracja: poniedziałek, 17 stycznia 2005, 11:04
Lokalizacja: Bytom

Post autor: Roland Dobosz »

Zdjęcie 1b to nie mrówkolew ale rząd wielkoskrzydłe Megaloptera, rodzina Corydalidae.
Czy tylko jest zdjęcie czy równiez łapałeś jakieś okazy z siecarek. Nie ukrywam, że bardzo by mnie interesowały
jon

Post autor: jon »

... a co ma się nie podobać. Pisz Pan.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Rolandzie chwilę trwało zanim przejrzałem to co zostało w pudełku. I wychodzi na to że nie tylko były zdjęcia ale są również okazy. Jeśli interesują Ciebie to już są twoje :wink: .
Ale musisz spełnić jeden warunek a właściwie dwa. Pierwszy to taki że musisz mi przesłać na priva jak chcesz uzyskać te okazy. Drugi natomiast taki że przeglądając okazy okazało się że są tam modliszki , jakieś prostoskrzydłe , piewiki coś jak duży prusak i jakieś chrząszcze. A warunek jest taki że wszystko przekażę tobie a ty dalej osobom które interesują się tymi rzędami.
Piotr
Awatar użytkownika
Damian Bruder
Posty: 791
Rejestracja: czwartek, 25 marca 2004, 15:15
UTM: WT43
Lokalizacja: Nowa Sól/Poznań

Post autor: Damian Bruder »

Podoba się i czekamy na dalszy ciąg relacji z Peru :)
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

A czemu Pan brzmi jakoś dziwnie
jon

Post autor: jon »

Milo mi, jestem Janusz. Chętnie poczytam. Zawsze informacje o takich dalekich wyprawach są ciekawe. Jeśli ktoś tu z forum był w Peru to jednostki, albo i nikt nie był, więc to naturalne, że temat ciekawy.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Wracając do tematu wyprawy. Czas wybrany przełom kwietnia i maja podobno dobry bo po porze deszczowej motyle nie zdążyły się zlatać. Oczywiście rozsądny czas pobytu to min trzy tygodnie. Przelot samolotem bardzo męczący ciasnota generalnie warunki takie sobie.
Wylot rano z Warszawy ok 12.00 przesiadka w Amsterdamie przylot do Limy ok godz 20.00 oczywiście inny dzień. Przejazd taxi do innej dzielnicy na dworzec autobusowy ok 23.00 ichniego czasu miał wyjechać autobus do miejscowości San Ramon. I tu na chwilę się zatrzymam dzielnica Limy przypominająca Warszawę Pragę Północ okolice ulicy Ząbkowskiej tylko że u nas w tamtej okolicy można oberwać za sam cichy chód po ulicy.
Natomiast tam jak to mówią bród smród nędza i ubóstwo oczy latały mi dookoła głowy ale generalnie spokój. Najciekawsze to jest to że ulica jak Ząbkowska słabo oświetlona brama na ulicę a w podwórku takim 50 m na 30 m zaparkowane sześć autobusów piętrowych wyposażonych w klimę i tv jak oni parkowali?-mistrzostwo świata.
CDN
Piotr
Awatar użytkownika
Jacek Kalisiak
Posty: 3269
Rejestracja: wtorek, 24 sierpnia 2004, 14:50
Lokalizacja: Łódź
Podziękował(-a): 5 times

Post autor: Jacek Kalisiak »

Pisz, pisz. Niestety podróżnicy forum czytają, ale niechętnie opowiadają o swoich wyprawach :razz:
Gdybyś miał jakieś chrząszcze, w szczególności żuki, to też jestem zainteresowany okazami :mrgreen:
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

W oczekiwaniu na wyjazd autobusu z ichniego dworca PKS-u z nudów mając lekko podniesioną adrenalinę nie mogłem spokojnie usiedzieć na miejscu zacząłem się kręcić.
A to obszedłem dworzec a to posiedziałem w poczekalni a to wyszedłem na ulicę. Wzdłuż słabo oświetlonej ulicy postawione budyneczki parter czasami jedno piętrowe wszystkie sklejone ze sobą tworzące szpaler szaro bure bez żadnego wyrazu. Sam dworzec tak wtopiony w otoczenie że gdybym przechodził koło niego to bym się nie zorientował że on tam jest. Przed bramą dworcową na ulicy stały ze trzy wózeczki straganiki z których lekko śniadzi panowie sprzedawali jakieś precelki , bułki , naleśniki czymś nadziewane. Podszedłem do jednego z nich facet na mój widok się ożywił coś zagadał pokazując palcem na termosy których miał kilka. Ciekawość wzięła górę pokazałem palcem na jeden z nich. Facet ochoczo złapał za jedną ze szklanek i nalał mi napój. Gorący w smaku lekko cytrynowy pioruńsko słodki. Szklaneczka przykleiła mi się do ręki a przy każdym łyku kleiła mi się do ust. W świetle słabych latarni nie było widać czy klei się z brudu czy nadmiaru słodyczy. Na obwoźnym straganiku facet nie miał żadnej wody gdzie mógł opłukać szklaneczkę. Później dowiedziałem się że to ich można powiedzieć narodowy napój Hierba Luisa.
Nareszcie nadszedł czas odjazdu zapakowaliśmy się z Piotrkiem na piętro autobusu z przodu żeby mieć lepszy widok na drogę ciekawscy świata oczy szeroko otwarte żeby nie stracić niczego co jest warte zobaczenia.
Piotr
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Autobus powolutku wydostał się z ciasnego dworcowego podwórka i ruszył bocznymi dzielnicami Limy w kierunku San Ramon. Wąskie słabo oświetlone ulice widok bardzo monotonny. Budynki parter maksimum jedno piętro. Na wyjeździe z Limy autobus zatrzymuje się chyba przystanek jednocześnie mały bazarek warzywny na straganach pomidory papryka banany jakieś owoce. Wyskakujemy z autobusu Piotrek kupuje banany stwierdza będą na przynętę. Wsiadamy do autobusu Piotrek wyciąga z torby pudełko miażdży banany wrzuca do pudełka posypuje drożdżami przywiezionymi z Polski jak sfermentują pójdziemy łapać Caligo stwierdza. Autobus rusza dalej powolutku wspina się pod górę. Ostrzegano nas że autobus jadąc do San Ramon pokonuje przełęcz na wysokości 4500-4700 m i że możemy mieć bóle głowy. Oczy wytrzeszczone chciałem zobaczyć przełęcz i co z tego zapadam w sen jest mi wszystko jedno. Trudy podróży obnażają słabości ludzkie.
może CDN ale nikt jakoś nie jest zainteresowany. Można by pewnie napisać książkę ale po co?
Piotr
Awatar użytkownika
palipa
Posty: 1142
Rejestracja: czwartek, 2 lipca 2009, 15:22
UTM: CF 34
Lokalizacja: Poland, Gdynia CF34

Post autor: palipa »

Ależ Piotrze, po prostu mowę i pismo nam odjęło :mrgreen: , na kolejne fragmenty czekam z wypiekami na twarzy jak moja małżonka na kolejny odcinek "Tancerzy".
Pisz dalej kiedy tylko czas Ci pozwala.

czekający na CDN

Paweł
Marek Hołowiński
Posty: 5057
Rejestracja: wtorek, 4 grudnia 2007, 13:09
UTM: FB68
Specjalność: Sesiidae
Lokalizacja: Hańsk
Podziękowano: 4 times

Post autor: Marek Hołowiński »

również czekam na dalszy ciąg
Awatar użytkownika
Tawulec
Posty: 1745
Rejestracja: wtorek, 13 września 2005, 19:00
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Tawulec »

Książkę- i owszem, tym bardziej, że piszesz to w formie reportażu całkiem adekwatnym stylem ;)
Awatar użytkownika
Jarosław Bury
Posty: 3567
Rejestracja: niedziela, 19 lutego 2006, 20:28
Lokalizacja: Podkarpacie
Kontakt:

Post autor: Jarosław Bury »

Oczami wyobraźni jestem już w tym odległym, małym miasteczku i tym autobusie na krętych, wyboistych, górskich drogach - czekam na ciąg dalszy...
dany561 †
Posty: 88
Rejestracja: niedziela, 21 października 2007, 19:53
Lokalizacja: Sławęcice(XV07)

Post autor: dany561 † »

Takie relacje są naprawdę interesujące i z niecierpliwością czekam na więcej.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

O wciórności Adminie snuję swój wywód dalej kończę o 1 w nocy i cóż się okazuje że wszystko poszło w studnię.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Nie chcąc przerywać mojego wywodu bądź słowotoku w poście który zniknął zadawałem pytanie czy przypadkiem Pawle nie drwisz z moich wypowiedzi.
Zakładam że nie i dlatego jadę dalej. Wczesny świt autobus zatrzymuje się kierowca przez megafon ogłasza San Ramon ja mając ciągle podwyższony poziom adrenaliny wyskakuję z autobusu. Temperatura otoczenia pewnie około pięciu stopni. Okolica zupełnie nieznana ulica środek jakiegoś miasteczka chwila zastanowienia i szybki powrót do autobusu. Mój głośny okrzyk San Ramon spowodował ogólne ożywienie. Piotrek wyskoczył z autobusu , oraz kilku pasażerów. Kierowca wysiadł z szoferki i otworzył boczne luki bagażowe. Zaczęto wypakowywać kufry , paczki , pudełka , plastikowe stoliki krzesełka. Podszedł do nas lekko śniady klient i zapytał czy to my jedziemy do i tu muszę zdradzić miejsce docelowe Pampa Hermosa (można wpisać w google i od razu wyskakuje) oczywiście odpowiedzieliśmy że tak. Poinformował nas że samochód który ma po nas przyjechać się popsuł i trzeba chwilę poczekać. Po jakiejś godzinie dojechał pick-up Toyoty zapakowaliśmy wszystkie graty wraz z naszymi bagażami po przejechaniu kilku kilometrów skręcił do serwisu. W tylnym lewym kole oberwały się cztery z pięciu szpilek mocujących koło. Obserwując sposób naprawy ja mechanik zasłoniłem oczy dwiema dłońmi. Następnie zająłem miejsce na pace na wszelki wypadek że gdyby odpadło w czasie jazdy koło to zawsze mógłbym zeskoczyć. Po drodze zabraliśmy starszą Indiankę i śniadego faceta. Z San Ramon do Pampa Hermosa będzie pewnie około 25 kilometrów. Siedząc na skrzyni ładunkowej tłukłem plecami o rurkę od plandeki. Pioruńsko rzucało na boki czasami usiłowałem amortyzować uderzenia unosząc tyłek do góry jasny kołek jak mnie bolały plecy i uda. Jadący z nami na pace rozmawiali ze sobą i co chwila wybuchali śmiechem. Ponieważ można by powiedzieć nie brałem udziału w ogólnej wesołości w pewnym momencie stara Indianka o coś chciała mnie zapytać. Toni etatowy pracownik Pampa Hermosa zadał mi pytanie skąd jesteśmy. Po przetłumaczeniu mojej odpowiedzi stara Indianka pokiwała głową ze zrozumieniem chociaż nie do końca jestem przekonany żeby wiedziała gdzie leży Polska. Dalsza rozmowa zeszła na temat dzieci gdy oświadczyłem że mam dwóch synów stara Indianka przytuliła się do mnie i coś mamrotała pod nosem. Toni przetłumaczył że chciałaby mieć takiego syna który by dał jej dwóch wnuków. Jak widać świat jest taki sam a dzieci to jest dobro najwyższe. Jadąc do Pampa co kilka kilometrów zatrzymywaliśmy się w celu poprawy umocowania bagażu. Droga arcy ciekawa po prawej do góry nieprzebyty gąszcz zieleniny po lewej opadający w dół nieprzebyty gąszcz zieleniny. Na całej trasie przejeżdżaliśmy pewnie z dziesięć razy przez strumienie przepływające w poprzek drogi. Wspaniałe widoki spadające w dół wodospady z ośmiu - dziesięciu metrów.
Koniec drogi osuwiska skalnego biegnącego trawersem przez kolejne góry nie można nazwać drogą w dole strzechy Pampa Hermosa.
Piotr
Awatar użytkownika
palipa
Posty: 1142
Rejestracja: czwartek, 2 lipca 2009, 15:22
UTM: CF 34
Lokalizacja: Poland, Gdynia CF34

Post autor: palipa »

Piotrze nie śmiałbym drwić z Ciebie. Jest to dalekie od mych intencji, a mój post miał wywołać błogi uśmiech na twej twarzy. A posty Twe czytam zawsze jako jedne z pierwszych.
Pozdrawiam czekając na dalszy ciąg tego fascynującego reportażu i marząc

Paweł
jon

Post autor: jon »

Zarąbista sprawa. Nie mam pojęcia dlaczego wciąż pytasz nas o zainteresowanie. Nie masz powodów do kompleksów. Bardzo fajnie piszesz (o ile w ogóle wolno mi to oceniać). Można naprawdę z tego sklecić materiał na książkę. Do tego zdjęcia i jest coś pięknego. Nie pytaj tylko w miarę możliwości pisz. z góry dzięki.
Awatar użytkownika
Antek Kwiczala †
Posty: 5707
Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 14:29
UTM: CA22
Lokalizacja: Kaczyce

Post autor: Antek Kwiczala † »

Ciekawa relacja. Ponieważ Piotr skąpi nam zdjęć okolic San Ramon, dołączam jedno. To, a także kilka innych zdjęć tej okolicy znalazłem na stronie: http://www.tripadvisor.com/LocationPhot ... l#19114661
Załączniki
pampa-hermosa.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (88.69 KiB)
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Na wstępie Pawle przepraszam ale byłem wtedy jakiś nadwrażliwy. Januszu nikt nie komentuje więc , stąd moje ciągłe zapytania. Chyba jestem pierwszy na tym forum który zdaje relację w ten sposób. Wracając do tematu przewodniego. Koniec drogi , szutrowo błotnisty parking w dole pomiędzy drzewami widoczne strzechy kilku chat. Schodzimy niżej kamienne chodniczki rozbiegające się w kilku kierunkach i schody opadające dość stromo łagodnym łukiem pomiędzy domkami w dół kończąc się na dość rozległej polance. Wskazano nam domek który zajęliśmy. Domek wykonany z bali z niedużym gankiem wysuniętym lekko nad skarpę. Balustrada wykonana z okorowanych gałęzi. Na ganku stół i dwa krzesła. Wewnątrz jeden duży pokój z jednym łóżkiem małżeńskim i jednym piętrowym , szafa , stolik. Z pokoju przejście do łazienki pełen węzeł socjalny WC , prysznic , umywalka całe pomieszczenie wyłożone kafelkami. A już myślałem że będziemy biegać za chatkę do wychodka zbitego z desek z serduszkiem wyciętym w drzwiach a tu takie miłe zaskoczenie. Wszystkie budynki pokryte strzechą coś jak nasza słoma. Co ciekawe wszystkie budynki mieszkalne miały pod sufitem po całym obwodzie brak jakby jednego bala coś około dziesięciu centymetrów a ubytek był zastąpiony siatką stalową z oczkami centymetrowymi. Już po chwili można się było zorientować że wilgotność jest tak wysoka że gdyby nie ta naturalna wentylacja to wewnątrz w domku wszystko by zapleśniało. Kilka razy prałem w ręku parę rzeczy czas schnięcia trzy cztery dni mimo że świeciło dość silne słońce. Siatka nie chroniła przed żadnymi owadami ale mieliśmy ze sobą moskitiery które rozwiesiliśmy nad łóżkami. Ciekawe było to że na nasz przyjazd otworzono ten ośrodek z gości byliśmy tylko my i kilka osób obsługi. Na dole na polance stołówka - strzecha stojąca na palach pod którą stało kilka stołów z ławami. I tu na chwilę się zatrzymam siedząc na stołówce wielokrotnie podnosiłem głowę żeby podziwiać jak kunsztownie i równiutko strzecha była przymocowana do krokwi przy pomocy łyka , nie było tam ani jednego gwoździa. Obok jako budynek wolnostojący stała kawiarnia gdzie były dwie ściany i na środku prostokątny barek wewnątrz którego młody chłopak przyrządzał drinki. Miał strasznego pecha kręcił się cały dzień w pobliżu a na nasz widok zawsze wskakiwał za bar i zaczynał wstrząsać --cenzura-- przelewał jakieś płyny zachęcał nas do picia ichnich wynalazków. A tu pudło Piotrek nie pije a ja dopiero wieczorową porą i to tylko piwo chłopina nie miał szans zarobić. Ale najciekawsze były te dwie ściany obwieszone całe reprodukcjami powiększonych zdjęć czarno białych niektóre w kolorze sepii czas wykonania przełom XIX i XX wieku. Na zdjęciach w strojach z epoki biali panowie , panie czasami Indianie w słomianych spódniczkach. Ten temat rozwinę obszerniej trochę później. Tak ze dwadzieścia metrów od stołówki była kuchnia i toaleta ogólna.
CDN
Piotr
Załączniki
Widok z ganku na góry. Tam właśnie pada deszcz
Widok z ganku na góry. Tam właśnie pada deszcz
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (137.86 KiB)
Pampa Hermosa panorama po lewej dach stołówki po prawej kawiarnia. Na dalszym planie kuchnia po prawej po lewej toaleta ogólna
Pampa Hermosa panorama po lewej dach stołówki po prawej kawiarnia. Na dalszym planie kuchnia po prawej po lewej toaleta ogólna
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (144.37 KiB)
Widok na polankę na dole stoję przy ekranie po prawej dach stołówki
Widok na polankę na dole stoję przy ekranie po prawej dach stołówki
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (131.63 KiB)
Droga do Pampa Hermosa z tyłu za samochodem przepływa strumień poprzez drogę
Droga do Pampa Hermosa z tyłu za samochodem przepływa strumień poprzez drogę
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (143.45 KiB)
Droga do Pampa Hermosa
Droga do Pampa Hermosa
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (147.27 KiB)
Droga do Pampa Hermosa
Droga do Pampa Hermosa
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (125.73 KiB)
Awatar użytkownika
Damian Bruder
Posty: 791
Rejestracja: czwartek, 25 marca 2004, 15:15
UTM: WT43
Lokalizacja: Nowa Sól/Poznań

Post autor: Damian Bruder »

Fajne zdjęcia i opowieść. Czekamy na dalsze części.Pozdrawiam
jon

Post autor: jon »

Świetna przygoda...
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Wszystkie dni spędzone w Pampa Hermosa były można powiedzieć bardzo podobne do siebie. Zawsze wstawałem między szóstą a siódmą rano. To chyba przychodzi z wiekiem że człowiek nie może spać , nerwowo się kręci w oczekiwaniu co przyniesie nowy dzień. Na początek kawa boski napój. Zbiegałem na dół do stołówki gdzie na stole stały termosy z gorącą wodą i małe szklane karafki w których przygotowany był ekstrakt kawy. Nie tak jak u nas sypana bądź rozpuszczalna. Z gotową kawą powrót do domku gdzie zasiadałem na ganku mając widok na całość ośrodka i wspaniałą panoramę na góry. Cisza żadnego ruchu tylko ja i otaczająca mnie przyroda coś genialnego.
Rozkładałem sprzęt to znaczy pudełka w których miałem przygotowane tacki. Złożone bibuły które były wyściełane cienką warstwą waty. Takich pudełek miałem cztery sztuki wszystkie wypełnione tackami przywiezionymi z Polski. W piątym mniejszym pudełku miałem poskładane trójkąty z kalki. Przy połowach nocnych wszystkie większe sztuki pakowałem do trójkątów. Natomiast cała drobnica była w słoikach. Rano w ciszy przepakowywałem ćmy z trójkątów na tacki mogąc jednocześnie je obejrzeć w świetle dziennym. Natomiast jeśli chodzi o drobnicę to miałem przygotowane specjalne pudełko. W markecie budowlanym oczywiście w Polsce zakupiłem cienki sprasowany styropian nazywał się wtedy polipron grubość ok. 2,5 – 3 mm. Występuje również odmiana z naklejoną folią odbijającą którą się nakleja za grzejnikami. Ja zastosowałem tę bez folii. Wyciąłem trzy tacki które mieściły się na płask w pudełku. Dlaczego tylko trzy dlatego że pudełko miało ze trzy i pół centymetra grubości. Na każdej tacce ostrym nożem wyciąłem co siedem osiem milimetrów równoległe rowki. Pomiędzy tackami z tego samego materiału składając po kilka sztuk wyciąłem po pięć słupków dystansowych na każdy poziom. Po umieszczeniu czterech sztuk na narożach i jednego na środku przebijając wszystko szpilką otrzymałem zgrabne trzy poziomy. Umieszczając wszystko w pudełku całość tak była spasowana , że nie miała żadnego ruchu. Pewnie Ameryki nie odkryłem ale pudełeczko i okazy w nim zawarte przetrwały bezproblemowo trudy podróży. Drobiazgi naszpilałem na minucje a następnie na tacce tak żeby kadłub spoczywał w rowku. Skrzydełka rozkładałem do poziomu i mocowałem wąskimi paseczkami kalki które również mocowałem minucjami. I tak do mojego pudełka zmieściłem pewnie około 350 – 400 szt.
Wracając do rozkładu dnia między ósmą a dziewiątą śniadanie kawa , herbata , świeże soki standardowo smażone banany , korzenie yuki czasami jajecznica. Jeśli chodzi o banany to zupełnie inna odmiana mniejsze od tych które można dostać u nas w sklepach i koloru nie kremowego ale lekko różowego. Smak jak banany tylko na ciepło. Natomiast korzeń yuki podawany w formie słupków pięciocentymetrowych o przekroju kwadratowym dwa na dwa centymetra zrumienione na złocisty kolor. Smak mączny jak nasz kartofel tylko lekko słodki. Do wszystkiego podawano nam ostry sos z papryki aji. Napisałem tak natomiast tubylcy mówili na to Achi bardzo ostry dosłownie ogień w ustach mający własności bakteriobójcze. Później podam przepis jak go zrobić na moją prośbę kucharka zademonstrowała jak go przyrządzić.
Po śniadaniu siatka w dłoń i wymarsz drogą w kierunku San Ramon. Krótkie podejście dziesięciominutowe pod górę i już pot zalewa oczy a koszulka klei się do pleców. Słonko zamulone temperatura ok. 20 stopni ale wilgotność niesamowita skrapla się roślinach a następnie skapuje na ziemię. Pierwszy wodospad niewielki bo może tylko pięciometrowy. Woda opada w dół z nieznacznym hukiem tworząc na drodze dwa strumienie i boczne rozlewiska. Następnie przelewa się gdzieś dół i znika w ścianie roślinności. Przeskakując z kamienia na kamień balansując ciałem tak żeby się nie poślizgnąć pokonuję strumień. Po wyszukaniu właściwego miejsca dla mnie charakterystycznego wysikuję się na nie. Wracając za dwie trzy godziny zobaczę co uda się przywabić. Wędruję dalej macham siatką nad krzakami żeby wypłoszyć motyle czasami widzę jak poprzez drogę przelatuje Morpho. Najczęściej z dołu do góry o cholera jak szybko mniej więcej jak nasze osetniki. Żeby go złapać trzeba by przewidzieć w którym miejscu i w której chwili będzie przelatywać może by się wtedy udało ale to istny totolotek. Podobno można go zwabić machając błękitną metalizowaną karteczką tak żeby błyskała odbiciami promieni słonecznych. Pewnie gdyby było by ich tyle co u nas osetników w tym roku to pewnie tak. Ale jak on przelatywał trzydzieści metrów ode mnie to mogłem sobie pomachać na jego pożegnanie.
Droga dość kręta słychać narastający szum dochodzę do następnego wodospadu. A właściwie skradam się rozglądając wokoło żeby niczego nie przeoczyć. Jestem już dziesięć metrów przed nim gdy nagle kątem oka widzę jak coś błyskając niebiesko podrywa się znad strumienia i znika w krzakach. Powoli zbliżam się głowa zadarta do góry wzrokiem przeczesuję roślinność. Nagle widzę na jednym z liści na gałęzi wysuniętej nad wodospad coś siedzi. Mimo że skrzydła ma złożone jest dość duży. Kolor jasno beżowy. Zaczynam się delikatnie przesuwać w jego kierunku pewnie wtedy musiałem mieć fajny wzrok jak kameleon jednym okiem patrzyłem czy nie odlatuje drugim pod nogi żeby nie skąpać się w strumieniu. Mięśnie napięte , wstrzymany oddech , myśli przelatują jak wpadnę do wody trudno , ale musi być mój. Teleskop od siatki pewnie trzeszczał tak go miażdżyłem. Chwila skupienia piekielnie silne machnięcie siatką ogoliłem wszystkie liście z gałęzi. Szybko trzy kroki w poprzek strumienia na twardy grunt siatka obręczą do ziemi rękaw do góry. Liście opadły w środku trzepocze motyl hurra jest.
Moja pierwsza Prepona.
Piotr
CDN
Awatar użytkownika
Brachytron
Posty: 4411
Rejestracja: piątek, 18 lutego 2005, 01:39
Specjalność: Acu, Odo
profil zainteresowan: Jacek Wendzonka
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Post autor: Brachytron »

Gratuluję Preponki (a która jeśli to nie tajemnica?) i "pióra" :!:

Ale bardziej mnie interesuje to, jak "oni " przygotowują kawusię? Bo "my" podobnie jak większość Europy podobno ją profanuje, łącznie z Turcją.
Awatar użytkownika
Grzegorz Banasiak
Posty: 4470
Rejestracja: poniedziałek, 2 lutego 2004, 23:27
UTM: DC45
Lokalizacja: Skierniewice
Podziękował(-a): 3 times
Podziękowano: 1 time
Kontakt:

Post autor: Grzegorz Banasiak »

Brachytron pisze:Gratuluję Preponki (a która jeśli to nie tajemnica?) i "pióra" :!:

Ale bardziej mnie interesuje to, jak "oni " przygotowują kawusię? Bo "my" podobnie jak większość Europy podobno ją profanuje, łącznie z Turcją.
Mnie też to bardzo interesuje. Jestem kawoszem i chętnie poznam zasady właściwego parzenia.
... oczywiście dalsza część opisu interesuje mnie również, więc nie przerywaj... pisz... :)
jon

Post autor: jon »

Piotr Kowalski pisze:Zawsze wstawałem między szóstą a siódmą rano. To chyba przychodzi z wiekiem że człowiek nie może spać ,

Ja jak jestem w Zakopanem to jestem tak podekscytowany, że nie mogę spać. :)

Pewnie Ameryki nie odkryłem ale pudełeczko i okazy w nim zawarte przetrwały bezproblemowo trudy podróży.

Bardzo praktyczne rady. Dzięki!

...mający własności bakteriobójcze. Później podam przepis jak go zrobić na moją prośbę kucharka zademonstrowała jak go przyrządzić.

Tego to nawet Makłowicz nigdy nie jadł.

Podobno można go zwabić machając błękitną metalizowaną karteczką tak żeby błyskała odbiciami promieni słonecznych.
Nawet nie tylko połyskującą szmatką co jakąś zwykłą szmatką w kolorze brunatnym a nawet białym. Wystarczy zwykłe kręcenie. Widziałem to na youtubie. Aż dziwne, że skuteczne, ale dla Morpho, nie wiem jak dla Preopon?.
Ostatnio zmieniony czwartek, 26 listopada 2009, 22:26 przez jon, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
romanzamorski
Posty: 889
Rejestracja: sobota, 29 marca 2008, 16:57
UTM: EV19
profil zainteresowan: ciężki rock, astronomia
Lokalizacja: Gorlice

Post autor: romanzamorski »

Błękitne morpho rzeczywiście najlepiej wabić machając niebieską metalizowaną kartką. Jednak lepsze efekty uzyskuje się stosując jako wabik samego motyla, może być zasuszony. Morpho posiadające niemetaliczne kolory (hecuba, theseus, cisseis itd) do wabików raczej nie przylatują. Prepony i Agriasy łowi się natomiast tylko w pułapki z przynętą owocowo-alkoholową lub ze sfermentowanego sera. Pułapki zawiesza się w koronach drzew na wysokosci min. 8 m. Mogłem to sprawdzić uganiając się przez 5 miesięcy po peruwiańskiej i gujańskiej amazonii, z dala od cywilizacji.
jon

Post autor: jon »

... acha... 5 miesięcy? I Ty dopiero o tym wspominasz? A nie mógłbyś się tak wygadać tutaj na forum w wolnych chwilach? To byłoby na pewno ciekawe!!!
Awatar użytkownika
Brachytron
Posty: 4411
Rejestracja: piątek, 18 lutego 2005, 01:39
Specjalność: Acu, Odo
profil zainteresowan: Jacek Wendzonka
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Post autor: Brachytron »

Gorlice=Gujana co za różnica, można zapomnieć :mrgreen:

Będzie co czytać Zimą :grin:
Awatar użytkownika
Damian Bruder
Posty: 791
Rejestracja: czwartek, 25 marca 2004, 15:15
UTM: WT43
Lokalizacja: Nowa Sól/Poznań

Post autor: Damian Bruder »

jon pisze:Nawet nie tylko połyskującą szmatką co jakąś zwykłą szmatką w kolorze brunatnym a nawet białym. Wystarczy zwykłe kręcenie. Widziałem to na youtubie. Aż dziwne, że skuteczne, ale dla Morpho, nie wiem jak dla Preopon?.
Chyba widzieliśmy ten sam filmik :

http://www.youtube.com/watch?v=SvUUy9fF6Z8

Jak się ogląda takie połowy, zwłaszcza, że niedługo u nas zima, to aż żal ściska, by móc tam być, choć na chwilę i łapać, obserwować, poczuć puszczę tropikalną. Dlatego Ciesze się, że Pan Piotr dzieli się wspaniałą przygodą z nami - kolegami z forum. Również namawiam Pana Romana, by opisał swoją wyprawę. :wink:
Awatar użytkownika
romanzamorski
Posty: 889
Rejestracja: sobota, 29 marca 2008, 16:57
UTM: EV19
profil zainteresowan: ciężki rock, astronomia
Lokalizacja: Gorlice

Post autor: romanzamorski »

Z dużym zaciekawieniem czytam relację Piotra z wyjazdu do Peru. Cieszy mnie zainteresowanie forumowiczów tematem. Chętnie podzielę się swoimi wspomnieniami z wyjazdów w tamte rejony. Niestety nie bedzie to zapewne jakaś regularna relacja. Ze względu na zmianę systemu pracy, zwiększony zakres obowiązków, zmniejszony wymiar urlopu, a przede wszystkim brak dostępu do internetu (w pracy), mam niewiele czasu na pisanie. Postaram się jednak co jakiś czas coś naskrobać. Roman
Awatar użytkownika
Antek Kwiczala †
Posty: 5707
Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 14:29
UTM: CA22
Lokalizacja: Kaczyce

Post autor: Antek Kwiczala † »

Pozostałe posty o wabieniu i uśmiercaniu motyli umieściłem w odrębnym temacie w dziale Metody połowu owadów.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Nareszcie moje wspomnienia totalnego amatora lekko rozgrzały atmosferę i spowodowały , że zaczynają się ujawniać zawodowcy którzy mają jeszcze więcej do powiedzenia niż ja. Może moje wypowiedzi natchną innych entomologów do odgrzebania w pamięci wspomnień i przelania ich w formę pisaną. Ciekawość do otaczającego nas świata nigdy nie ograniczałem tylko do entomologii. Bo pewnie wyszło by coś takiego że byłem , widziałem i tu mogę wymienić trzysta łacińskich nazw motyli i nie widziałem tu mógłbym wymienić kolejnych pięćset. Ale taki niby zwykły dzień na każdej wyprawie czy wycieczce wnosi coś nowego. Oczywiście można mi zarzucić , że to nie forum przygodowo - podróżnicze , na pewno tak ale jak tylko wspomniałem o mojej wyprawie to od razu miałem kilka pytań , jak , kiedy , za ile? Mogłem lakonicznie odpowiedzieć bilet lotniczy można kupić w kasie , za ile sprawdź sobie w Internecie. Wybrałem taką formę chyba bardziej przyswajalną. Mną też jak to się mówi targały wątpliwości i lekki strach przed czymś nowym. Wyjazd ten uświadomił mi , że to nic strasznego a wręcz przeciwnie mnóstwo wspaniałych zupełnie nowych doznań którymi usiłuję się podzielić. Może moja forma przekazu zachęci forumowiczów do wybrania się w odległe zakątki bo uważam że warto.
Ależ się rozgadałem ale wróćmy do tematu. Moja pierwsza Prepona Noreppa chromus samiec byłem tak podniecony że nie zauważyłem że biedak nie miał fragmentu górnego prawego skrzydła gdybym się zorientował to bym go wypuścił. A tak jest w mojej gablocie.
A teraz jak zrobić sos Achi wspominałem że na naszą prośbą kucharka pokazała jak go zrobić. W czasie panującej grypy może pomóc na pewno nie zaszkodzi.
Dużą główkę czosnku rozłożyła na ząbki następnie każdy obrała z łupiny. Pięć , sześć ostrych papryk pokroiła w poprzek na dwu centymetrowe krążki razem z nasionami tak , że odpadem był tylko zielony ogonek. Ja u nas w kraju wyszukiwałem na bazarze najbardziej ostrą jaką znalazłem czerwoną paprykę ok. 1 kg i dodawałem jeszcze cztery czuszki krojąc podobnie jak ona. Na patelni podgrzewałem olej ok. 100 ml następnie wrzucałem czosnek. Po pięciu minutach prażenia wrzucałem paprykę. Ona zgrabnym ruchem podrzucała całość na patelni ja po prostu mieszałem ok. siedmiu –dziesięciu minut. Następnie wszystko wrzuciła do młynka szybkoobrotowego i miksowała na jednorodną masę. Dodała szczyptę soli nie tak jak Makłowicz garść i jeszcze raz zmiksowała i już sos gotowy.
Temat kawy nie za bardzo mogę coś wnieść nowego bo tu nie uważałem na lekcji ale coś mi się przypomina że widziałem urządzenie wysokociśnieniowe przy pomocy którego przygotowywano ekstrakt. Spróbuję dowiedzieć się coś więcej.
Ale idę dalej droga momentami śliska od wilgoci. Kilka zakrętów i lekkie poszerzenie , łączka niezbyt szeroka tylko trawa nie ma kwiatków – jeju dlaczego. Zawsze bym się spodziewał , że w takim klimacie powinna być feria barw , kwiaty powinny być w każdym miejscu w ilościach niewyobrażalnych o kurcze chyba za dużo się człowiek naoglądał National Geographic. Tylko zielenina żadnego kwiatka jak tu łapać motyle. A jednak w wygniecionych koleinach w drodze stoi trochę wody. Przy tych malutkich kałużach siedzą sobie uzupełniając płyny Doxocopy i Diaethria (na te drugie miejscowi mówią oczo – oczo osiemdziesiąt osiem lub dwie ósemki). Bez pośpiechu zamiatam siatką zagarniam Doxocope cherubine a następnie cyane. Reszta rozlatuje się we wszystkich kierunkach z szybkością ponad dźwiękową. Wszystko lata pioruńsko szybko jakby im ktoś nasypał soli na ogonek tak bym to ujął. Wędruję dalej machając siatką nad krzaczorami. Nagle zza zakrętu wyskakuje mały piesek jazgocze jak oszalały. Pilnuje terenu , stary numer markujący z pochyleniem się w celu sięgnięcia po kamień działa. Piesek z podkulonym ogonem znika , coś mi to przypomina naszą wieś „chłop żywemu nie przepuści”. Dochodzę do chaty którą zamieszkują miejscowi. I tu chwila obserwacji wprowadza mnie w osłupienie. Domek z bali frontem przylega do drogi natomiast tył jest wsparty na słupach na mocno opadającym stoku. Trzy metry chatki to cztery metry spadku stoku. W tylnej części ujmijmy ładnie balkon bez żadnej balustrady. Wewnątrz stara Indianka ta sama co na początku mojej opowieści , jakiś chłop i trójka młodego narybku śmigająca byle jak i byle gdzie. Stanąłem w tylnej części domku i nogi mi się ugięły. ( Januszu , Jarku może spotkaliśmy się na szlaku. Tatry z moją ukochaną małżonką Grażynką przeszliśmy we wszystkich kierunkach. Był czas że trochę się wpinałem). Dziatwa tak około trzech , pięciu i siedmiu lat ocierająca się o moje nogi biegała nie zważając na nic. Moja wyobraźnia działa – co by było gdyby któreś z dzieciaków spadło. Nasi specjaliści pewnie od razu odebrali by prawa rodzicielskie. Po drugiej stronie drogi naprzeciw chatki kawałek wykarczowanego lasu i rosnące kilka palm bananowych. Między nimi biegają cztery dorosłe świnki wielkości naszych warchlaków i parę kur trochę przypominających kurki japońskie. Straszna bieda ale raj dla entomologa na kurzych odchodach siedzą Perisamy i Epiphyle.
Nikomu nie przeszkadza ,że macham siatką. Ponieważ odszedłem od Pampa będzie cztery kilometry a zbliża się pora obiadu zaczynam powrót.
CDN
Piotr
Awatar użytkownika
Brachytron
Posty: 4411
Rejestracja: piątek, 18 lutego 2005, 01:39
Specjalność: Acu, Odo
profil zainteresowan: Jacek Wendzonka
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Post autor: Brachytron »

O psie, bezcenne...

...reszta, podobnie...

...czekam...
jon

Post autor: jon »

Piotrze, Ty się nie próbuj wykręcić od tego co zacząłeś ;) To forum jak najbardziej ma taki właśnie charakter. W końcu to wyprawa entomologiczna. Pisanie o tym sprawia, że świat staje się mniej obcy i nie taki wielki. Motyle nie są tylko kolorowymi witrażykami, ale dzięki temu poznajemy je lepiej i zaczynają żyć (nawet po uśmierceniu) :). Ja nie rozczłonkowywałbym tego tekstu i nie przydzielał do innych tematów, bo to fajnie czyta się tak jak zostało napisane. No chyba, że na zasadzie kopiowania sekwencji nt. jakiś tam temat, a nie wyrywania go stąd. To taka uwaga do Adminów.

(Przepraszam, uciekają mi całe wyrazy. Chyba za szybko piszę, a potem wychodzę nie sprawdzając).
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Januszu nie wycofuję się , a nawet podkreślam to co powiedziałeś „ że świat staje się mniej obcy i nie taki wielki” ładnie ujęte i to stanowi kwintesencję moich wspomnień. Idealnie utrafiłeś właśnie taki był zamysł mojej opowieści.
W między czasie wyłonił się nowy wątek „wabienie i uśmiercanie owadów w tropiku” nie mam zamiaru się tłumaczyć tylko chciałem przypomnieć ,że wyjazd był indywidualny. Nie czekał na nas w Limie miejscowy entomolog , który w swojej pracowni miał dla nas odłożoną bańkę z octanem , wodą amoniakalną i jeszcze kilka innych trucizn. Fakt zabrałem ze sobą octan. Zakupiłem w sklepie chemicznym plastikową buteleczkę ok. 150 ml. Przed zapakowaniem jej do bagażu zasadniczego pewnie z pięćdziesiąt razy sprawdziłem czy nie ma wycieku. Zawinąłem ją w trzy torebki foliowe i zapakowałem do pojemnika plastikowego. Nawet nie chcę myśleć co by było gdyby nastąpił wyciek , nikomu bym nie wytłumaczył , że to rodzaj nowego dezodorantu. Dlatego mając tak niewielką ilość trzeba było bardzo racjonalnie go zużywać.
Wróćmy na trasę mojego powrotu do Pampa co jakiś czas przelatuje jakiś Heliconidae lot bardzo charakterystyczny taki lekko ociężały , kilka machnięć skrzydłami i kilka metrów szybowania i znów kilka machnięć skrzydłami. Dopiero zaniepokojony przyspiesza i przestaje szybować. Łatwy do złapania często przysiada rozkładając skrzydła. Podchodzę bliżej przyglądam się e takiego już złapałem pięć sztuk odpuszczam , niech lata i przedłuża gatunek. Nie mam i nigdy nie miałem w sobie czegoś takiego żeby łapać wszystko co pojawi się w zasięgu mojego wzroku.
Dochodzę do wodospadu już z oddali słychać jakieś głosy. Wychodzę zza zakrętu miejscowi chlapią się w wodzie. Zawsze pozostanie dla mnie tajemnicą skąd się oni brali. Nikt mnie nie mijał. Na trasie San Ramon Pampa była jedna chatka przed chwilą przy niej byłem. Jak wędrowałem nie widziałem żadnej bocznej drogi ani ścieżki. Dwie Indianki piorą jakieś szmaty , chłop siedzi zanurzony po szyję w wodzie. Podziwiam go bo przecież ta woda spływa z gór ma pewnie z 10 stopni. Dwójka małych nagusów tak około czterech pięciu lat baraszkuje w wodzie. Wszyscy na mój widok przerywają zajęcia i przyglądając mi się , mamroczą przywitanie to ja też mamroczę. Przechodzę przez strumień po kamieniach nagle dostrzegam , że coś leży. O rany wąż pewnie półmetrowy jasno zielonego koloru nawet bym określił lekko wpadający w seledyn. Podchodzę do niego z zaciekawieniem , nie rusza się jest martwy. Jak już jestem blisko wyciągam nogę żeby go szturchnąć. I w tym momencie Indianin jak nie huknie odskoczyłem jak oparzony. Cała rodzinka jak nie gruchnie śmiechem. W pierwszym odruchu ogarnęła mnie wściekłość jak się śmiać to my a nie z nas. Po chwili mi odpuściło i też się roześmiałem. Na pożegnanie pomachaliśmy sobie dłońmi i powędrowałem dalej. Było to moje jedyne spotkanie z gadem.
Wędrując rozglądam się trzeba być czujnym czasami motyle z rodzaju Memphis wylatują z lasu i siadają na drodze spijając wilgoć. Ponieważ na drodze leży trochę zasuszonych poskręcanych liści trzeba by mieć sokoli wzrok żeby je dostrzec. Jak siedzą ze złożonymi skrzydłami przypominają opadłe liście , pięknie się maskują.
Beztrosko sobie idę , szum lasu , czasami odgłosy kapiącej wody , skrzeczenie i piski jakiś ptaków wszystko to działa uspokajająco a nawet wręcz usypiająco. Dochodzę do kolejnego wodospadu. Rozpoznaję miejsce gdzie się wysikałem. Powolutku podchodzę wytężam wzrok siedzą , kilka małych Pieridae , Perisam pewnie razem z piętnaście motyli swoimi trąbkami wylizują kamyki. Tak są zajęte , że nie przeszkadza im moja obecność wyciągam pincetę i po kolei zabieram to co mnie interesuje. Odchodzę a kilka pozostałych motyli nadal siedzi jak gdyby nic się nie działo.
Miałem też taki przypadek , trochę szybszego marszu spocony tak , że dłonie były wilgotne z zewnętrznej strony i przyleciała Diaethria. Przysiadła na dłoni i tak jej się spodobał mój pot , że nie mogłem jej zgonić. Dochodzę do domku odkładam siatkę i plecak. Właśnie jest pora obiadu.
CDN
Piotr
Załączniki
To mniejszy wodospad
To mniejszy wodospad
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (125.23 KiB)
Jeden z niewielu kwiatków jakie widzieliśmy
Jeden z niewielu kwiatków jakie widzieliśmy
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (76.43 KiB)
Naszpilam drobnicę z rana , kawa stoi obok
Naszpilam drobnicę z rana , kawa stoi obok
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (111.32 KiB)
Awatar użytkownika
Grzegorz Banasiak
Posty: 4470
Rejestracja: poniedziałek, 2 lutego 2004, 23:27
UTM: DC45
Lokalizacja: Skierniewice
Podziękował(-a): 3 times
Podziękowano: 1 time
Kontakt:

Post autor: Grzegorz Banasiak »

Piotrze, nie mogę się doczekać tego "parzenia kawy po peruwiańsku", bardzo lubię kawę, jak coś Ci się przypomni, to napisz jak najszybciej :)
No i wstawiaj więcej zdjęć, przy pracy, nabijaniu, łowieniu, wszyscy są "głodni" takich wrażeń.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Pora obiadu. Standard dwa dania , soki , kawa , deser. Czyli nie było nic wyszukanego co mogłoby utkwić mi w pamięci. Ale zawsze wspominam posiłki dlatego , że była inna atrakcja – papugi. W pobliżu stołówki na placyku stała duża budka w której nocowały papugi. Zawsze po nocy otwierano im drzwiczki i większą część czasu siedziały na drążku w jej pobliżu , co jakiś czas skrzecząc donośnie. W momencie gdy pojawialiśmy się na stołówce następowało ożywienie wśród papug. Zsuwały się bokiem po ukośnie opartej żerdce na ziemię. Następnie jakby to były zawody biegły w naszym kierunku. Komicznie to wyglądało bo na tak krótkich łapkach kolebały się silnie na boki. Był jeden taki dzień gdy cztery z nich wbiegły na stołówkę i przyglądając się nam kręciły się wokół stołu. Natomiast jedna odważniejsza rozpoczęła wspinaczkę na balustradę otaczającą stołówkę. Pod balustradą nie było sztachet tylko okorowane pozbijane gwoździami gałęzie. Wyciągając do góry szyję łapała dziobem gałąź następnie podciągając całość ciała znajdowała oparcie dla nóg. Trzy takie ruchy i już była na balustradzie. Szybkim truchtem przebiegła do naszego stołu i wskoczyła na niego. Bardzo byłem ciekaw co zrobi. No i rozpoczęło się biesiadowanie na całego. Na początek zabrała się do jedzenia mojego ryżu. Takim fajnym językiem w kształcie , mnie przypominał młoteczek pośpiesznie nagarniała do dzioba ziarenka. Następnie krótkotrwały przechył głowy do tyłu i przełknięcie. Musiał być chyba za suchy , bo wtykając łepek do filiżanki zabrała się za picie mojej kawy , a to już mnie lekko podirytowało. Złapałem małą łyżeczkę i delikatnie puknąłem ją w głowę. Przechylając filuternie głowę spojrzała na mnie i stosując wcześniejszą technikę zaczęła się wspinać po moim ramieniu. Najpierw złapała dziobem za szew rękawa koszuli podciągnęła ciało i bardzo delikatnie łapkami objęła biceps. Jeszcze jedno wyciągnięcie szyi i już w dziobie ma mój kołnierzyk. Po chwili gramolenia siedzi na moim barku. Poprawiając się zaskrzeczała , struchlałem i zamarłem , teraz pewnie to ona mnie puknie w głowę pomyślałem. Gdzie aparat rób szybko zdjęcie , a to pech został w domku. I tak przepadło wspaniałe ujęcie , ja herszt piratów z papugą na ramieniu. Na odgłos skrzeczenia obsługa wybiega z kuchni. Kucharka dochodzi do mnie i podstawia papudze wskazujący palec a ona po prostu się na niego przesiada. Natomiast barman cofa się za kuchnię po chwili stamtąd wybiega. Trzyma w ręku dużego zasuszonego ptaka z rozpostartymi skrzydłami wymachując nim i pohukując zbliża się w naszym kierunku. Na widok tego ptaszyska wśród papug następuje popłoch i odwrót na całej linii. Uciekają i chowają się w budce , przez najbliższe półgodziny żadna z nich nie wyściubia nawet kawałka dzioba. Koniec obiadu przysiada się do nas barman i zagaja rozmowę , czy piliśmy ich narodowy napój , bo jest on bardzo zdrowy szczególnie przy problemach żołądkowych. Kręcimy głowami przecząco , na to on wyciąga dłoń w geście uspokajającym i stwierdza un momento. Znika w pobliskich krzakach. Widać tylko po ruszającej się roślinności jak przemieszcza się w gąszczu. Po trzech minutach wyskakuje i triumfalnie pokazuje zielone kłącze stwierdza hierba luisa. Łamie roślinę wpycha do filiżanki i zalewa wrzątkiem cinco minutos i będzie dobre. Degustujemy napar , kolor słomkowy , smak lekko cierpki , cytrynowy , nie osłodzone (jak na dworcu autobusowym w Limie) jest zupełnie niezłe. Chwila odpoczynku po obiedzie. Nie chce mi się iść wzdłuż drogi , pokręcę się po ośrodku i wokół niego. Szczególnie , że przy stołówce lata kilka sztuk Adelpha celerio , cocala i coś jak pollina. Obchodzę roślinność wokół polanki i łapię dwie sztuki Ithomidae. Dochodzę do toalety ogólnej. Z tyłu za nią dość ostro opada w dół ścieżka piętnaście – dwadzieścia metrów poniżej płynie rzeka , a co tam , zejdę zobaczyć co tam lata. Kilka kamiennych stopni i kawałek równi pochyłej i znów kilka stopni i znów równia. Na równi zbita glina lekko wilgotna i omszała , ścieżka biegnie między drzewami korony drzew są tak gęste , że jest tam cały czas cień. Schodzę swobodnie i nagle chwila nieuwagi. Stopy mam wyżej jak głowa numeracja obuwia w pełni widoczna i jak nie gruchnę plecami na równię. Wszystkie kostki ponumerowane i jak to mówią przed oczami nie gwiazdy ale cała droga mleczna. (pierwsze miejsce w programie śmiechu warte) Leżę sobie , płuca powoli napełniają się powietrzem. Wilgotny chłód powoli przywraca mi świadomość. Jakież piękne są te korony drzew od spodu. Zaczynam przebierać kończynami jak żuczek w reklamie Żubra. Obmacując się sprawdzam czy wszystko jest na swoim miejscu. Ale na szczęście jestem cały , jeszcze się rozglądam , czy mi coś nie odpadło. Jestem tylko ubłocony na plecach. Pomyślałem zejdę nad rzekę i doprowadzę się do porządku. Po chwili już byłem , usiadłem na kamieniu i grzecznie poczekałem , aż mózg wróci na swoje miejsce. Po pół godzinie doszedłem do wniosku , że jak już zszedłem na dół i nadal trzymam siatkę w ręku to może warto połapać. Wzdłuż koryta rzeki w obu kierunkach latały różne motyle przede wszystkim Pieridae coś jak Phoebis argante i Anteos menippe. A na wilgotnych kamykach siedziały Riodinidae różne motyle podobne do Rhetus periander , Amarynthis meneria i Euselasia calligramma. Rzeka w tym miejscu miała około dziesięć metrów szerokości , a właściwie określiłbym ją jako szeroki strumień górski. Gdzieniegdzie kamienie wystające ponad lustro wody. Nurt dość rwący można by na niej robić zawody w kajakarstwie górskim. Przeskakując z kamienia na kamień znalazłem jeden większy i w miarę płaski. Zająłem pozycję strategiczną i czekałem jak ten pająk na zdobycz. Jest leci w moim kierunku bardzo szybko duży Phoebis zamach siatką i nagły trzask. Pół teleskopu zostaje mi w rękach , drugie pół wraz z obręczą i siatką odlatuje na cztery metry. Jasna cholera ręce mi opadły z wrażenia. Stek bluźnierstw był tak straszny , że gdyby motyle rozumiały , to z wrażenia opadły by im skrzydła. Dobrze , że siatka nie poleciała do strumienia bo już by było po łapaniu. Zdruzgotany i obolały zebrałem rozczłonkowaną siatkę. Powoli wspiąłem się na górę do Pampa. Po drodze mijając bar i dziwnie mi się przyglądającego barmana zamówiłem una cerveza a właściwie nie dos cervezas. Nie pamiętam , ale może to był trzynasty i piątek. Usiadłem na ganku odkręciłem obręcz i sącząc piwo zabrałem się do oględzin teleskopu. Tak w połowie , na jednym z członów zrobiły się trzy centymetrowe pęknięcia , tak że nie trzymało to następnego członu. Jakieś zmęczenie materiału. I tu kolejne dobre rady. Po pierwsze buty z dobrze rzeźbionymi podeszwami. Po drugie dobry klej i trochę sznurka. Miałem ze sobą kilka rodzajów sznurka i opakowanie 50ml (alles kleber) cyjanopanu. Wybrałem coś jak dratwa i smarując klejem okręciłem popękaną końcówkę tak jak mocuje się przelotki w wędce. Ta prowizoryczna naprawa była na tyle skuteczna , że teleskop wytrzymał do końca wyprawy , ale już nie machałem z całych sił.
CDN
Piotr
Załączniki
Nad rzeką
Nad rzeką
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (143.74 KiB)
Fragment rzeki
Fragment rzeki
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (134.78 KiB)
Jeszcze raz papugi i ja
Jeszcze raz papugi i ja
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (145.52 KiB)
Papugi i ja
Papugi i ja
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (137.87 KiB)
Papugi
Papugi
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (142.63 KiB)
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Jak już wspomniałem rozkład każdego dnia spędzonego w Pampa był podobny do siebie. Można by pomyśleć , że monotonia i dłużyzna zniechęcała do pobytu. Wręcz przeciwnie każdy dzień przynosił coś nowego. Późne popołudnie 1 maja święto robotniczo-chłopskie obchodzone podobno na całym świecie w Peru na pewno. Do Pampa najechało się gości prosto z Limy. Szum , rwetes , wrzaski zakłóciły sielski spokój. Końcówka drogi rozszerzająca się w niby parking ponad Pampą cała zastawiona samochodami. Przyjechało dziesięć – dwanaście rodzin każda jedno bądź dwoje dzieci. Już po samochodach (wszystko terenówki z napędem na cztery koła w przewadze Mercedesy) widać , że my przy nich wyglądamy jak ubodzy krewni. Wszystko to właściciele jakiś firm. Zajęli wszystkie domki dookoła naszego. Obsługa pomogła przenieść bagaże , a następnie zabrała się za przygotowania do imprezy. Na stołówce zestawiono stoły wszystko przykryte obrusami na jednym z nich usypano górę owoców , ustawiono kandelabry. Obserwując to wszystko doszedłem do wniosku , że pewne zachowania są niezmienne i że szerokość geograficzna również na to nie wpływa. Chłopy siedzą w barze i sączą drinki , kobiety zmieniają kreacje i trefią koafiury , a młody narybek tak biega między domkami , że słychać warkot zelówek. Impreza spowodowała , że musieliśmy zabrać ekran z polanki. Przemiła obsługa wykarczowała dla nas kawałek lasu na skraju skarpy nadrzecznej i podciągnęli nam prąd. Czas kolacji. Goście zasiedli do stołu na szczycie właścicielka Pampa (nie pamiętam imienia) obok niej syn Alex. Na stół wjechały mięsiwa , makarony i wszelkie inne dobra.
My przy oddzielnym stoliku zjadamy kolację i przenosimy się pod ekran. Rozpalamy żarówkę coś ok. 250 W łuna jest niezła. Oświetla nie tylko ekran ale i krzaki po drugiej stronie rzeki. Musimy uważać bo dwa metry od ekranu zaczyna się skarpa opadająca pionowo do rzeki. Jakoś nie leży mi ta forma połowu , zimno- niebieskie światło rtęciowe(taką mieliśmy żarówkę) rozpraszając się na krzakach i pniach drzew daje jakąś taką trupią poświatę. Może świadomość tego , że obok jest piętnasto metrowa przepaść i widok czarnej otchłani bez dna nie działają budująco. Efekt potęguje odgłos przelewającej się niewidocznej rzeki. Już chwila świecenia zaczyna przynosić rezultaty , zlatują się pierwsze ćmy. Najpierw drobne Geometridae i Arctidae później Sphingidae i Saturnidae a na koniec wszystko jak popadnie. Mam mały zupełnie pusty słoiczek z zakrętką. Strzykawką wpuszczam do niego parę kropel octanu. Uchylając pokrywkę strząsam nią z ekranu drobnicę i średnie ćmy tak do czterech sztuk. Po dwóch minutach przenoszę je do drugiego pojemnika gdzie mam wrzuconą ligninę nasączoną octanem. W przypadku zawisaków używam strzykawki z octanem i to już na ekranie. Jeśli chodzi o pawice to odbijają się od ekranu i wpadają w wilgotną trawę , mimo że ekran tak z pół metra jest wyłożony na grunt. Najgorsze jest to , że wpadając w trawę trzepoczą non stop skrzydłami. I tu przydaje się siatka nakrycie od góry , delikatne dociśnięcie i użycie strzykawki przez materiał rozwiązuje problem. Wszystkie większe okazy od razu pakuję na tacki i do pudełka. Łuna świetlna ściąga nie tylko ćmy ale również gości. Odrywają się od stołu i grupkami zaczynają nas odwiedzać. Oglądają pokazując sobie palcami to co siedzi na ekranie. Około 23 zakończyły się pielgrzymki. Dzieci zniknęły pewnie poszły spać. Nalot na ekran był przez cały czas. Były takie momenty , że wkładałem coś do pudełka , a w tym czasie coś mi wpadło za kołnierz , coś usiłowało mi wejść do ucha i pewnie gdybym miał otwarte usta to też coś by w nie wpadło. Wrażenie niesamowite tylko tam coś takiego mnie spotkało. Około pierwszej w nocy kończymy łowy.
Trzy strzykawki do wyrzucenia octan rozpuścił gumowe uszczelki w tłoczkach. Idąc do domku przechodzimy obok baru. A tam zabawa na całego. Może po piwie ok. Zasiadamy przy bufecie. Przysiada się do nas jeden z przyjezdnych bardziej odważny. Chociaż właściwie po ilości wypitej „wody rozmownej” wszyscy powinni być odważni. Zadaje pytanie co to jest podtykając nam pod nos pustą metalową butelkę Danzka Blackcurrant. A skąd ją masz , wypina dumnie pierś , byłem w Europie stwierdza. No i próbujemy wyjaśnić co to takiego czarna porzeczka , ale myślę , że było mu już wszystko jedno co pił. Natomiast była okazja porozmawiać z właścicielką Pampy (w jednej z wcześniejszych części wspominałem o zdjęciach rozwieszonych w barze). Prowadząc mnie od zdjęcia do zdjęcia pokazując palcem wymieniała , to moja babcia , dziadek , siostra babci ... . I usłyszałem historię dwóch włoskich rodzin Signori i Pastorelli , które wyemigrowały z Europy w latach 80 XIX wieku w poszukiwaniu pracy. Na zdjęciach była cała familia. Jedno ze zdjęć utkwiło mi w pamięci. Chyba całe dwie rodziny na tle pięknego drewnianego domu w stylu kolonialnym wysunięty balkon wsparty na czterech drewnianych słupach. Przed domem mężczyźni w marynarkach , frakach w dłoniach meloniki i kapelusze typu panama. Kobiety suknie ładnie rozkloszowane oczywiście do samej ziemi , na głowach kapelusze z szerokimi rondami w dłoniach parasolki przeciwsłoneczne. Chłopcy marynareczki i krótkie spodenki natomiast dziewczynki sukieneczki. A było ich tam na zdjęciu ze czterdzieści osób. Opowiadała jak jej dziadek kupił od państwa ten fragment ziemi. I jak tu przyjechał i zaprzyjaźnił się z Indianami. Było kilka zdjęć Indian i białych razem. Twierdziła , że budynki w Pampa zbudowali właśnie Indianie. Na pytanie gdzie oni są usłyszałem , że odeszli i wskazała na wschód w głąb kontynentu. Piękny kawałek historii , który przypomniał mi książki , Bolesława Mrówczyńskiego „ Bitwa o Pilarzincho” i „Osada nad srebrnym potokiem”. które czytałem w dzieciństwie z wypiekami na twarzy , a czasami w nocy z latarką pod kołdrą. Trzecia w nocy trzeba iść spać.
CDN
Piotr
Załączniki
Wycieczka do ekranu. Skarpę zabezpieczyliśmy sznurkiem żeby było widać dokąd można się zbliżyć.
Wycieczka do ekranu. Skarpę zabezpieczyliśmy sznurkiem żeby było widać dokąd można się zbliżyć.
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (58.04 KiB)
Przy ekranie
Przy ekranie
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (92.57 KiB)
jon

Post autor: jon »

Bajeczne kolory tych ar. Z niedostateczną ilością trucizny do zatruwaczki też miałem kiedyś problem i bardzo bolało. a to było tylko Lubiatowo nad Bałtykiem... Problem w tym, że nie mogłem uzyskać po zatruciu okazów, efektu perfekcyjnego, czyli motyli bez uszkodzeń. Mnie akurat zabrakło chloroformu. Wziąłem mało bo nie sądziłem, że tyle będzie motyli. Lepiej brać więcej i go nie wykorzystać, niż zrobić taki błąd.
Nie dziwę się teraz Fiedlerowi, że miał tyle do pisania. Czasem spotykałem się z opinią, że Fiedler to bajerant, że zmyślał i że nie mógł przeżyć tylu przygód. Teraz wiem, że jego jedynym bajeranctwem albo jednym z nielicznych, były te kiepsko zaaranżowane zdjęcia z książce poświęconej w całości motylom.
Gratuluję radzenia sobie z przeciwnościami. Dobrze jest dokładnie przemyśleć co się bierze na taką wyprawę.
A nie próbowałeś to opisać drukiem choćby w jakiejś lokalnej gazecie? Uważam, że nie musiałbyś dumać nad tym ponownie. Kopiujesz to, co napisałeś tu na forum i masz gotowe. :)
Ostatnio zmieniony poniedziałek, 7 grudnia 2009, 15:23 przez jon, łącznie zmieniany 1 raz.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Ranek i jak zwykle siedzę na ganku cichutko. Oglądam i pakuję to co złapałem w nocy. Co jakiś czas podnoszę głowę i czujnie się rozglądam jednocześnie lustrując pobliskie góry , próbując przewidzieć jaka będzie pogoda. Ale jest to totalne wróżenie z fusów. Przede mną widok na góry , które wypiętrzają się od rzeki pod ostrym kątem. Całość zarośnięta drzewami tworzącymi gęsty zielony dywan. Z tyłu za domkiem zza gór zaczyna wynurzać się słonko. Pierwsze promienie zaczynają oświetlać górę przede mną. Jeszcze chwila i już pół góry jest oświetlone. Tak w połowie stoku spomiędzy drzew odparowująca wilgoć w zetknięciu z chłodnym powietrzem zaczyna kondensować tworząc kłębki białych chmurek. Już po chwili jest ich tak dużo , że zbijają się w dość dużą chmurę. Z mojego punktu obserwacyjnego wrażenie jest takie , że chmura tworzy płaską kołderkę przylegającą do koron drzew. Całość pod wpływem temperatury zaczyna pełznąc do góry , a jednocześnie powiew wiatru zaczyna ją przesuwać w lewo. Na górę z prawej strony zaczyna napływać kolejna chmura. Nie jest już jednolicie mleczna , w środkowej części jest szara i odchylona od stoku. Pod nią pionowy pas za którym obraz drzew jest lekko nieostry- tam pada deszcz. Oby tylko było słońce. Raz zabraliśmy się samochodem jadącym po zaopatrzenie , odjechaliśmy od Pampy dziesięć kilometrów. Zeskoczyliśmy i pieszo rozpoczęliśmy powrót. Pomysł był świetny , wycieczka piękna , ale wynik gorzej niż straszny. Ani jednego złapanego motyla. Zero słońca , zero motyli. Raz przemknął Satyridae coś z Pedaliodesów. Ośrodek budzi się do życia , pora śniadania. I jak zwykle smażone banany i korzenie yuki , lekkie zniechęcenie , nie mają czegoś innego do jedzenia? Po śniadaniu przyjezdni lekko wczorajsi zbierają się w grupkę i coś omawiają. Odrywa się od nich jeden śniadawy Pan podchodzi do nas i mamrocze trochę po angielsku wtrącając hiszpańskie słowa. Pokazuje palcem na południowy zachód na góry. Czego chce? Mój angielski nie jest na tyle dobry , żeby pojąć o co mu chodzi. Wzruszam ramionami odpowiadam , nie rozumiem. Facet ma minę jakby miał boleści , wyłamując sobie palce powoli zaczyna mówić angielskim łatwiej przyswajalnym. Acha , jest przewodnikiem , wszyscy wybierają się w góry obejrzeć jakieś inkaskie budowle i możemy iść z nimi. To tam? Teraz ja wyciągam palec , wskazując kierunek który wcześniej on pokazywał. Si odpowiada. Przyglądam się , no nie , w prostej linii będzie z dziesięć , a wyżej pewnie ze dwa i pół kilometra. Jaki jest przewidywalny czas wycieczki. Cały dzień. Może wycieczka ciekawa , ale wędrówka z rozwrzeszczanymi turystami jakoś nie wzbudza we mnie entuzjazmu. Omawiamy temat między sobą i dochodzimy do wniosku , że możemy iść , ale jak natrafimy na jakieś ciekawe miejsce to najwyżej zostaniemy. Przekazujemy pomysł przewodnikowi który kiwa głową , może zrozumiał. Wyruszamy całą grupą. Ścieżką szerokim łukiem bo tak pewnie osiemset metrowym musimy obejść Pampę mając ją po lewej stronie. Po drodze musimy przeprawić się po kładce na drugą stronę rzeki. Za kładką stoi tablica informująca po hiszpańsku , że jest to park narodowy czy coś takiego. No i może wytrzymałem jeszcze pół kilometra wspólnej wycieczki. Jak szedłem z przodu i coś złapałem to zaraz miałem osiem głów pochylonych nade mną i jakieś komentarze. Jak szedłem z tyłu to wszystko było wypłoszone. Doszliśmy do wspólnego wniosku , że musimy gdzieś skręcić. Informując przewodnika odbiliśmy w prawo chcąc z powrotem dostać się do rzeki. Słabo uczęszczaną ścieżką , mocno zarośniętą przeciskamy się i dochodzimy do rzeki , a właściwie skał wystających dwa trzy metry ponad wodę. Miejsce niezłe trochę motyli z Papilionidae trochę Perisam. Rozstawiliśmy się żeby sobie nie przeszkadzać w łapaniu. Ale chyba nam nie było dane. Po pół godzinie usłyszeliśmy głośne rozmowy i śmiechy. Z krzaków na skałkę wkroczyła wycieczka. Najwyraźniej wczorajsza zabawa zniechęciła ich do dalszych wycieczek pieszych i przyszli obejrzeć kolejne wodospady. Każde zakłócenie spokoju i brutalne przerwanie mojego obcowania z przyrodą bardzo mi przeszkadza. Oni na skałki to ja na ścieżkę , aby dalej od nich. No i opłaciło się , bo idąc ścieżką , nagle dosłownie pod nogi wypadł z krzaków Caligo. Sztuka nie mająca żadnych znamion zlatania , wyglądał jakby przed chwilą napompował skrzydła. Miał duże problemy z lataniem. Godzina dwunasta w południe. Podobno straszny fuks Caligo lata tylko piętnaście , dwadzieścia minut przed zachodem słońca. Trzy czy cztery razy wybraliśmy się na starą zarośniętą plantację palm bananowców na chwilę przed zachodem słońca rozrzucając sfermentowane banany. Nigdy nic nie złapałem i nie widziałem. A za to powrót był po ciemku. Jakoś większych obaw nie miałem , na początku jak przyjechaliśmy od razu był wywiad czy są tu dzikie zwierzęta. Usłyszeliśmy , że były dzikie koty (dosłowne tłumaczenie) ale to było dawno temu i od kilku lat nikt ich nie widział.
Jakiś dzień po objedzie szykujemy się do wyjazdu. Sprawdzam stan zbiorów , czy coś nie zapleśniało , wsypuję do pudełek po parę ziarenek tymolu. Trzy główne pudełka pełne tacek i jedno mniejsze to trzypoziomowe wszystko zgrabnie pakuję do bagażu zasadniczego tak jakoś centralnie , żeby nic nie przylegało do boków torby. Bagażowi na lotnisku nie zważają na nic. Wszystko lata w powietrzu , nie raz im spadnie walizka czy torba z samolotu na betonową płytę lotniska. Wszystko przekładam ubraniami. Gdyby coś się zmiażdżyło strata byłaby niepowetowana. Przybiega do mnie Noelia potomkini Indian Keczua fajna dziewczyna pewnie czteroletnia. Bezstresowo pakuje się na krzesełko obok mnie. Czasami zabawiam ją w ten sposób , że na kartce rysuję różne zwierzaki , a ona mówi co to jest. Komunikacja słowna żadna ona po hiszpańsku , a ja w tym języku to tylko Tequila muchacho.
Pakuję torbę gdzieś z bocznej kieszeni wypada zapomniany baton Mars. Chwila zastanowienia co z nim zrobić. Noelia siedzi na krzesełku obok majtając nogami. Masz dzieciaku wręczam jej batonik. Jakiś durny odruch obdarowywania dzieci słodyczami. Zakręciłem się wokół torby i osłupienie na stole leży tylko papierek. Wciągnęła baton w ułamkach sekund. Reakcja organizmu na taką ilość cukru była niewiele dłuższa niż konsumpcja. Już po chwili na twarzy nie była śniada tylko szara. Cholera otrułem dzieciaka. Szybko zbiegłem , a właściwie spadłem na stołówkę. Z gorącą herbatą rozchlapując ją na boki jeszcze szybciej wbiegłem. Parę łyków i kolor twarzy zaczął wracać do naturalnego.
Popołudnie zabieramy bagaże i wspinamy się na parking gdzie czeka na nas samochód. Wieczorem mamy autobus z San Ramon do Limy.
CDN
Piotr
Załączniki
Przygotowania do wyjazdu. Pożegnalne zdjęcie. W dole Pampa
Przygotowania do wyjazdu. Pożegnalne zdjęcie. W dole Pampa
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (142.09 KiB)
Noelia i ja.
Noelia i ja.
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (80.79 KiB)
Noelia i ja. Obok mnie trzy rozczłonkowane poziomy polipronu z drobnicą które włożyłem do pudełka z czerwonym wiekiem.
Noelia i ja. Obok mnie trzy rozczłonkowane poziomy polipronu z drobnicą które włożyłem do pudełka z czerwonym wiekiem.
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (100.34 KiB)
Jedyny dziki kot jakiego spotkaliśmy
Jedyny dziki kot jakiego spotkaliśmy
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (136.98 KiB)
Turyści na naszych skałkach
Turyści na naszych skałkach
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (123.48 KiB)
Rzeka. Po lewej stoi Piotr
Rzeka. Po lewej stoi Piotr
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (140.57 KiB)
Gdzieś tam daleko na górze są ruiny inkaskiej wioski
Gdzieś tam daleko na górze są ruiny inkaskiej wioski
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (120.51 KiB)
Chmury
Chmury
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (125.36 KiB)
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Ostatnie ćmy , żeby można było trochę nacieszyć wzrok na zimne nadchodzące wieczory.
Załączniki
PICT0012a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (40.33 KiB)
PICT0011a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (65.33 KiB)
PICT0004a.jpg
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (146.37 KiB)
Xylophanes sp
Xylophanes sp
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (51.7 KiB)
Xylophanes sp
Xylophanes sp
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (121.27 KiB)
Awatar użytkownika
Dispar
Posty: 1391
Rejestracja: środa, 4 kwietnia 2007, 21:55
UTM: FC18
Specjalność: Geometridae
Lokalizacja: Łosice

Post autor: Dispar »

Ogląda się to bardzo miło ale uważam, że czyta jeszcze lepiej. Masz Piotrze w sobie sporo fiedlerowskiej duszy.
Awatar użytkownika
Antek Kwiczala †
Posty: 5707
Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 14:29
UTM: CA22
Lokalizacja: Kaczyce

Post autor: Antek Kwiczala † »

Zawisak na zdjęciu PICT0001a to Xylophanes thyelia. Natomiast drugi zawisak (foto PICT0003a) jest trudniejszy do rozpoznania. Podejrzewam, że to Xylophanes rhodochlora, ale jest drugi dosyć podobny - X.crotonis. Typowy crotonis jest bardziej brązowy, ale ma i takie zielonkawe formy.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Jak się trochę ogarnę , to przejrzę zbiór. Może być , że mam je spreparowane i wtedy mając obraz tylnych skrzydełek problem zniknie. Spróbuję zrobić zdjęcia.
Piotr
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Wieczór w San Ramon pakujemy się do autobusu. Niewielkie miasto może liczące z dziesięć tysięcy dusz. Większość domów jednopiętrowa , nieduże okienka i jeszcze ze szprosami. Do starszych domów drzwi wejściowe niższe niż standard. Przypominają mi wejścia do naszych chat góralskich. Nie tylko , że mniej ucieka ciepła to każdy wchodzący musi się ukłonić. Dziewięćdziesiąt procent domków wymalowana jest wapnem na biało. Pięknie to współgra z ceglastymi dachówkami na skośnych dachach. Uliczki wąskie wyłożone kamieniami , bardzo rzadko wylany asfalt. Tym razem siadamy z przodu na dole po prawej stronie tak żeby mieć dobry widok przez panoramiczną szybę. Autobus wyjeżdża z miasta najpierw doliną wokoło poletka uprawne. Środkiem doliny płynie rzeka. Po może dziesięciu kilometrach koniec doliny , wokoło góry. Rozpoczyna się mozolna wspinaczka. Droga wiedzie serpentynami , dookoła las gdzieniegdzie przylegająca do drogi polanka. Zmrok kierowca włącza światła. Z boków już nic nie widać. Z przodu pięćdziesiąt metrów asfaltu , drzewa i krzaki na poboczu. Warkot silnika i bujanie autobusu na zakrętach działa na mnie usypiająco. Z objęć morfeusza wyrywa mnie podejrzana cisza. Autobus stoi , silnik wyłączony , za oknem ciemno nie powiem jak. Wyskakuję z autobusu w świetle chyba jednej latarni widać kawałek parkingu i budkę przypominającą nasz przystanek PKS-u. Jesteśmy na przełęczy bodajże na 4700 mnpm. Wieje , że głowę chce mi wyrwać. A do tego pioruńsko zimny przenikliwy wiatr. Oddalam się na stronę , nie trzeba uważać na nawietrzną , bo i tak nie udało by się nic zrobić. Staję z tyłu autobusu chowając się przed wiatrem. Patrzę w dal i cóż mogę powiedzieć , widzę ciemność , przecieram załzawione oczy. No nie gdzieś w oddali nisko widać kilka małych skupisk światełek tam są jakieś miasteczka. Jestem mocno rozczarowany tym co zobaczyłem , bo właściwie nic nie widziałem. Wsiadamy do autobusu i znów usypiam. Ranek , budzę się Warszawa ul. Ząbkowska nieee to Lima. Niby blisko do równika , a jest rześko zimny prąd Humboldta przynosi efekt. Zasłyszana legenda mówi , że położenie miasta to zemsta inkaskiego wodza który wskazał miejsce Francisco Pizarro. W Limie jest niewiele dni słonecznych , większość czasu jest pochmurno. Temperatura jaką zastaliśmy w maju to było raptem dwadzieścia stopni. Mając kilka godzin do odlotu wybieramy się na bazar. Może uda się zakupić jakieś pamiątki. Stoiska pełne towarów dla turystów. Można kupić wszystko do ubrania swetry , czapki ,rękawiczki , szaliki , poncha z wełny lamy i alpaki. Instrumenty ludowe , rzeźby inkaskich bogów , mnóstwo różnego śmiecia i owady w gablotach. Oczywiście przypałętał się miejscowy tubylec , który chciał mi sprzedać za 50 USD fragment staro inkaskiego pisma ładnie oprawionego w ramkę ze szkłem. Pokazywał mi jakieś certyfikaty przyklejone na odwrocie , które miały świadczyć o jego oryginalności. Brak zainteresowania z mojej strony i próba oddalenia się spowodowała , że cena spadła do 5 USD , ale nawet to mnie nie zachęciło do zakupu. Peruwiańczycy podobnie jak Arabowie uwielbiają się targować. Klient który kupuje cokolwiek bez targowania się , to nie klient. Wychodzimy z bazaru i łapiemy taksówkę. Zanim wsiadamy targujemy się. Fajnie to wygląda , on po Hiszpańsku my po Polsku , na kartce papieru wypisujemy kwotę , on kreśli pisze większą , my kreślimy piszemy niższą. Już po dziesięciu minutach ruszamy na lotnisko.
Lima nie robi na mnie żadnego wrażenia , ruch uliczny podobny do naszego. (mówię o naszej stolicy) Czyli jeżdżą jakby się nawąchali środków odurzających , no może jedynie nadużywają sygnałów dźwiękowych. Miałem wrażenie że tam samochody nie muszą mieć żadnych świateł , a jedynie sprawny klakson. Jesteśmy na lotnisku. Wielkością przypomina trochę nasze Okęcie nowy terminal. Ustawiamy się w kolejce do odpowiedniej bramki. Rozglądam się gdzie są te słynne brygady antynarkotykowe , na pewno będą sprawdzać bagaże. Po całej hali odlotów snuje się jeden policjant ze smętnym wilczurem. Przechodzą obok naszych bagaży i nie przeszkadza im , a w szczególności psu unoszący się nad nimi smród tymolu. Oddaję bagaż zasadniczy, kontrola paszportowa i sprawdzenie bagażu podręcznego. I tyle tego było.

Podsumowanie.
Widziałem mnóstwo wspaniałych rzeczy. Może trochę wybiórczo i chaotycznie to opisałem. Niektóre z nich zatarł czas. Ale może moja opowieść będzie dla innych inspiracją , bo tak jak wcześniej zauważył Janusz , świat stał się mały. Raptem dziesięć , dwanaście godzin i już się jest na jego drugim końcu. A uważam , że warto. Zawsze intrygowały mnie inne miejsca , kraje , ludzie i otaczająca przyroda. Wracając do mojej wyprawy do Peru nie widziałem żadnych drapieżników. Widziałem jednego martwego gada. I coś mnie raz ugryzło w udo , nawet nie wiedziałem kiedy , a zgrubienie podskórne miałem jeszcze z półtora miesiąca. Widziałem dużo ptaków , wśród nich kilka gatunków kolibrów. Przywiozłem z wyprawy motyle , ćmy i inne owady. Z tego jedną trzecią przekazałem do muzeów. Może są wśród nich nowe gatunki dla nauki. Mam cichą nadzieję , że nie przepadną w czeluściach przepastnych zbiorów.
Odpowiadając na pytania. Kawę parzą , przy pomocy urządzeń wysokociśnieniowych tak samo jak u nas. Nigdy niczego nie publikowałem i nawet mi przez myśl nie przeszło żeby coś takiego zrobić. Przy moich błędach stylistycznych , interpunkcyjnych , powtórzeniach i podwójnych przeczeniach raczej nie. To moje bardzo luźne , nie koloryzowane prawdziwe wspomnienia. Na pewno są Inni , również na tym forum , którzy mają jeszcze więcej do powiedzenia niż ja.
I podsumowując już ostatecznie.
Wszystkim Forumowiczom gorąco życzę spełnienia marzeń. Ja jedno ze swoich wielu , jeszcze nie w stopniu satysfakcjonującym , już spełniłem.
Piotr
Załączniki
Bazarek
Bazarek
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (132.94 KiB)
W głębi po prawej owady w gablotach
W głębi po prawej owady w gablotach
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (79.3 KiB)
Trzymam rzeźbę trzy piętra inkaskich bożków wąż , ptaszysko i coś jeszcze.
Trzymam rzeźbę trzy piętra inkaskich bożków wąż , ptaszysko i coś jeszcze.
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (126.09 KiB)
Bazarek w Limie
Bazarek w Limie
Pokaż obraz w oryginalnym rozmiarze (93.15 KiB)
Awatar użytkownika
Brachytron
Posty: 4411
Rejestracja: piątek, 18 lutego 2005, 01:39
Specjalność: Acu, Odo
profil zainteresowan: Jacek Wendzonka
Lokalizacja: Poznań
Kontakt:

Post autor: Brachytron »

Duże brawa!!! Osobiście czekam na kolejne opisy eskapad (choćby nad Zalew Z... :))
Awatar użytkownika
Adam Larysz
Posty: 2133
Rejestracja: wtorek, 3 lutego 2004, 11:43
Lokalizacja: Mysłowice/Bytom
Kontakt:

Post autor: Adam Larysz »

Super relacja Piotrze, dzięki!
Awatar użytkownika
Paweł Babula
Posty: 212
Rejestracja: wtorek, 3 stycznia 2006, 21:21
Lokalizacja: Rzeszów

Post autor: Paweł Babula »

Dziękuję Piotrze za wspaniałą relację z wyprawy. Czytając miałem wrażenie, że sam w niej uczestniczę. Może kiedyś też się wybiorę. Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Rafał Celadyn
Posty: 7250
Rejestracja: poniedziałek, 18 czerwca 2007, 17:13
UTM: CA-95
Lokalizacja: Młoszowa
Kontakt:

Post autor: Rafał Celadyn »

Również dołączam sie do podziękowań,i życzę spełnienia kolejnych marzeń... :wink:
Pozdrawiam Rafał.
jon

Post autor: jon »

Dzięki Piotrek! Super się to czyta. Prześwietna wyprawa. Zachęcają bardzo te opisy aby samemu spróbować. Jeszcze raz wielkie dzięki i Wesołych Świąt ! :)
Awatar użytkownika
Grzegorz Banasiak
Posty: 4470
Rejestracja: poniedziałek, 2 lutego 2004, 23:27
UTM: DC45
Lokalizacja: Skierniewice
Podziękował(-a): 3 times
Podziękowano: 1 time
Kontakt:

Post autor: Grzegorz Banasiak »

Opis opisem, ale z jakiejś prezentacji na zjeździe sekcji motylarskiej się Piotrze nie wymigasz. Wtedy będzie można zadawać pytania o wiele kwestii, które na forum trudno opisać.
Awatar użytkownika
Antek Kwiczala †
Posty: 5707
Rejestracja: niedziela, 28 sierpnia 2005, 14:29
UTM: CA22
Lokalizacja: Kaczyce

Post autor: Antek Kwiczala † »

Przy okazji Twoich dzisiejszych urodzin, życzę Ci Piotrze dalszych, równie udanych i emocjonujących wypraw entomologicznych w egzotyczne miejsca "na krańcach świata".
Awatar użytkownika
Grzegorz Banasiak
Posty: 4470
Rejestracja: poniedziałek, 2 lutego 2004, 23:27
UTM: DC45
Lokalizacja: Skierniewice
Podziękował(-a): 3 times
Podziękowano: 1 time
Kontakt:

Post autor: Grzegorz Banasiak »

Antek Kwiczala pisze:Przy okazji Twoich dzisiejszych urodzin, życzę Ci Piotrze dalszych, równie udanych i emocjonujących wypraw entomologicznych w egzotyczne miejsca "na krańcach świata".
Dołączam się do życzeń.
Przy okazji dziękuję wszystkim za życzenia, które przesłali do mnie.
wojtas
Posty: 1483
Rejestracja: piątek, 24 września 2004, 21:59
UTM: VT79
Lokalizacja: Świecko

Post autor: wojtas »

Ja również dziękuję za super relację i życzę wszystkiego naj... w przyszłości.
Piotr Kowalski
Posty: 571
Rejestracja: piątek, 3 lipca 2009, 09:06
Lokalizacja: Ciemne

Post autor: Piotr Kowalski »

Miło i ciepło mi się zrobiło w ten mroźny i śnieżny poranek jak przeczytałem życzenia. Dziękuję wszystkim serdecznie.
Postaram się pogrzebać w pamięci i może coś jeszcze opiszę.
Piotr
Awatar użytkownika
Damian Bruder
Posty: 791
Rejestracja: czwartek, 25 marca 2004, 15:15
UTM: WT43
Lokalizacja: Nowa Sól/Poznań

Post autor: Damian Bruder »

Dziękuje również za tą relację z wyprawy. Pięknie się to czytało i niestety musiał nadejść koniec tej podróży, a zarazem koniec opowieści.Dla mnie, jest marzeniem pojechać do Ameryki Południowej i tam łapać motyle i nie tylko motyle, bo chodzi o coś więcej, jak pisał Fiedler....Od Niego, inspiratora to się zaczęło, marzenia o krajach tak odległych, a jednak bliskich....Wesołych Świąt życzę i sił do kolejnych podróży w nieznane ;).A innych zachęcam do opisywania swoich podróżniczych przeżyć.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Podróże i ekspedycje entomologiczne”