Strona 1 z 1

Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 24 października 2015, 05:03
autor: Grzegorz Banasiak
Wydzielone z: viewtopic.php?f=16&t=24783


Wstawiam parę zdjęć, żeby wam umilić polską jesienną prozę entomologiczną.

Re: Moja Tajlandia :)

: piątek, 13 listopada 2015, 12:04
autor: Grzegorz Banasiak
Będę kontynuował wątek Miłosza bo miejsce to samo i wszystkie informacje będą w "kupie".
W Sakaerat byliśmy (ja i Roman Zamorski) tylko przez 9 dni od 21 do 30 października. Ośrodek stworzony do badań dla wszelkiej maści biologów, dodatkowo odbywają się w nim "zielone szkoły" dla młodzieży i studentów. Jest to park narodowy i rezerwat biosfery Unesco. Trzon badawczy stanowiła grupa "Snake Team" zajmująca się kobrami i innymi wężami. Fantastyczna ekipa (amerykanie, brytyjczycy, portugalczycy i tajowie), dzięki nim zobaczyliśmy na żywo kobry królewskie, green pit viper (nie mam pojęcia jak się nazywają po łacinie) i parę innych węży. Większość śmiertelnie jadowita i dość złośliwa. W międzyczasie przebywali tam też włosi (badali makaki) i jakiś tajski doktorant od termitów. Dla nas najbardziej gościnnie zaprezentował się Bartosz (robi doktorat z kóbr na tajskim uniwerku) i jego dziewczyna Karolina (uczy angielskiego w tajskiej szkole). Fantastyczni ludzie, z pasją, rozumiejący naukę, z którymi można było godzinami rozmawiać o Azji, przyrodzie, wężach i podróżach. Personel ośrodka również bardzo miły, chociaż czasami trudny do komunikacji, tajski-angielski daleko odbiega od powszechnie znanej nam wymowy ;-) Dyrektor ośrodka Taksin to fantastyczny człowiek, stanie na głowie, żeby ci pomóc. Nawet przebywając w Malezji, po emailowej prośbie, załatwiał nam przwożenie agregatu.
Dla entomologów przygotowano dwa ekrany z żarówkami na dużej polanie w dżungli, oddalonej od centrum ośrodka o ok. 800m., dodatkowo można było poprosić żeby podwieziono dodatkowy ekran i agregat w różne miejsca dżungli i tam łowić. W ciągu dnia oczywiście zbierało się w terenie w miarę możliwości fizycznych. Upał i ekstremalna wilgotność dawały się we znaki, ubranie w zasadzie było ciągle wilgotne a pot lał się strumieniami. Cały zebrany materiał przechowywaliśmy w naszym pokoju (nr 514 - podobno polski pokój ;-)) gdzie wiatrak obniżał trochę temperaturę a ruch powietrza ograniczał wilgotność. Tym nie mniej pleśń była dosyć powszechna i trzeba było mocno uważać. Zbieranie dużych okazów nie sprawiało trudności, kopertowanie i układanie na tackach dość dobrze się sprawdziło. Ja zbierałem głównie drobne motyle i pomimo przeczytania paru prac o zbieraniu mikrów w tropikach musiałem zweryfikować sposób zbierania na miejcu. Następnym razem będę już lepiej przygotowany. Teraz rozpinam ten drobiazg i już wiem co i jak powinno być robione. Zimą w wolnej chwili opiszę jak to się powinno robić, może komuś się przyda.
Dzień zaczynał się śniadaniem o 8:00, potem zabezpieczanie okazów z nocnych połowów, bieganiem w terenie, czasem wyjściem w teren ze Snake Teamem w poszukiwaniu węży, obiad o 12:00, znów teren, kolacja o 18:00 kiedy było już ciemno (czasem kolacja w przydrożnej tajskiej knajpce), dalej łowienie przy ekranach, trochę snu i znów...
Załączam parę zdjęć. C.d. jak znajdę czas.

Re: Moja Tajlandia :)

: piątek, 20 listopada 2015, 09:40
autor: romanzamorski
Najwięcej owadów obsiadało ekran w pierwszych dniach pobytu. Z każdym następnym dniem było słabiej bo zbliżała się pełnia księżyca. Ponieważ stanowisko łowów nocnych znajduje się na rozległej polanie, księżyc bardzo szybko pojawiał się nad linią drzew i także bardzo późno schodził poniżej jej. W noce przed pełnią łowienie miało sens tylko nad ranem (ok 2 godziny przed świtem). Dlatego też na stanowisko udawaliśmy się ok godziny 3 w nocy. Po pełni przez kilka pierwszych nocy lampy zapalaliśmy tuż po zachodzie słońca i świeciliśmy przez ok. 3 godziny. W momencie pojawienia się księżyca nad lasem przylot ustawał prawie całkowicie. Liczyłem na kilka pochmurnych nocy lecz niestety "łysy" świecił co noc. Dzienne łowy ułatwiały nam samołówki pokarmowe porozwieszane w najbliższej okolicy. Większość jednak łowiłem na upatrzonego do siatki. Motyli było bardzo dużo lecz trudno je złowić. Większość jest bardzo płochliwa. Inne rzędy owadów nie dopisały. Na pewno nie mogliśmy dla nich poświęcić tyle czasu ile byśmy chcieli, lecz odnoszę ważenie, że w tym przypadku nie trafiliśmy na zbyt dobry okres dla imago. Dotyczy to przede wszystkim chrząszczy, ale z siatkoskrzydłymi, muchówkami, błonkówkami itd też było cienko. Cykad słyszeliśmy co najmniej ze sto gatunków, lecz ani jednej nie widziałem. Nie dały się podejść ani nie leciały do światła. Jednak mimo nie najlepszego okresu na owady udało się całkiem sporo ich zebrać. Geometridae doliczyłem się ponad 70 gatunków, Arctinae około 50 gatunków (tyle doliczył się Łukasz Przybyłowicz dla którego je zbierałem). Sphingidae niestety tylko 20 gatunków (w tej liczbie kilka rzadko spotykanych). Reszty bractwa nocnego jeszcze nie pogrupowałem. Dzienne poza Lycaenidae (30 gatunków) też czekają na uporządkowanie. W przyszłości dołączę jakieś fotki w przeważającej części okazów spreparowanych.

Re: Moja Tajlandia :)

: piątek, 20 listopada 2015, 09:55
autor: Jacek Kurzawa
Kózki do oznaczenia są? 8)

Re: Moja Tajlandia :)

: piątek, 20 listopada 2015, 12:34
autor: romanzamorski
Są. U Grzegorza 2 i także 2 u mnie. Fotki w przyszłości.

Re: Moja Tajlandia :)

: sobota, 21 listopada 2015, 13:44
autor: romanzamorski
Trochę odniesienia do fotek Miłosza. Udało mi się kilka owadów oznaczyć i kilka oznaczeń doprecyzować.
IMG5429 - Peridroma subfascia samiczka - Aganainae
IMG5431 - Parasa repanda
IMG5433 - Cyclosia papilionaris - Zygaenidae, Chalcosiinae
IMG5449 - Macrobrochis fukiensis - Arctiinae
IMG5452 - Areas galactina - Arctiinae
IMG5505 - Spirame helicina - Catocalinae
IMG5506 - Amerila asterus - Arctiinae
IMG5535 - Pygospila tyres - Crambidae, Pyraustinae
Na koniec korekta do moich oznaczeń zawisaków:
IMG5430, IMG 5496, 5564 - Callambulyx rubricosa rubricosa
IMG5572 - dotychczas Ampelophaga dolichoides, obecnie pojawiła się opcja przemieszczenia do rodzaju Elibia.

Re: Moja Tajlandia :)

: sobota, 21 listopada 2015, 13:49
autor: Miłosz Mazur
Miło poczytać o znajomych miejscach i ludziach :)

Wspomniany przez Grześka "green viper" jest na na zdjęciu na początku wątku. To był pierwszy okaz miejscowej fauny jaki spotkałem pierwszego dnia w Sakaerat ;)

Re: Moja Tajlandia :)

: niedziela, 13 grudnia 2015, 23:06
autor: Grzegorz Banasiak
Tajlandia c.d.

Las miejscami był makabrycznie gęsty (01), praktycznie nie było szans, żeby wejść głębiej. Kolczaste krzaczory rozrywające ubranie, twarde, ostre, tworzyły przeszkodę, w inym miejscu splecione gałęzie i liany (02). Były też miejsca, gdzie warto było usiąść na chwilę i popatrzeć z przyjemnością (03).
Jakieś dwa kilometry od stacji w dżungli stała 40-to metrowa wieża obserwacyjna z czasów wojny wietnamskiej. Ponoć używali jej amerykańscy żołnierze. Wleźliśmy na nią, nie bez obaw. Cała zbudowana z cienkich rurek, usztywniona kilkoma metalowymi odciągami bujała się i drżała. Chociaż generalnie nie mam lęku wysokości to na 30-tym metrze czułem się już nieswojo. Wejście ponad poziom koron drzew został nagrodzony widokami zapierającymi dech w piersiach (04, 05). Czasem też widok powodował opad szczęki do ziemi (06).

W upalne popołudnie daliśmy się namówić na udział w standardowym "obchodzie" części grupy Snake Team w celu wypuszczenia wcześniej złapanej kobry królewskiej oraz poszukiwaniu innych kóbr. Chociaż kobry mogły być praktycznie wszędzie i często łapano je w ośrodku to penetrowano ulubione przez nie zarośla z bamboo grass w podszycie (07). Grupa w składzie w kolejności: Bartosz, Curtis (UK), Sami (Iran), ja, Karolina (dziewczyna Bartosza) oraz Roman (robiący zdjęcie) udała się w miejsce wypuszczenia kobry. Całej procedury nie będę opisywał, ze względu na niebezpieczeństwo ukąszenia przez rozdrażnioną kobrę musieliśmy obserwować "zabieg" z pewnej odległości. Do tego nie było do końca wiadomo w którą stronę popełźnie gadzina więc staliśmy w postawie gotowej do ucieczki i patrzyliśmy co się wydarzy. Wypuszczona kobra (09) "poszła" sobie jednak zgodnie z przewidywaniami omijając nas łukiem. Miała tylko 3,5 m więc przeciętna. Największe sztuki mające ponad 5 metrów potrafią unieść się na wysokość niemal 2 metrów nad ziemię (powyżej głowy dorosłego europejczyka, bo na wysokość dorosłego Taja unoszą się mniejsze sztuki ;-). Już sam taki widok może spowodować śmierć z powodu biegunki a co dopiero ukąszenie. Miałem okazję dokładnie obejrzeć uśpioną kobrę królewską i wiem dlaczego nazywana jest królewską. Jest po prostu niesamowita ale opisać to trudno, trzeba samemu zobaczyć i dotknąć.
Po wypuszczeniu zrobiliśmy jeszcze parę kilometrów przedzierając się przez gęstwinę. Po drodze zdarzały się fajne widoki w postaci jeziorek z błękitną wodą (10). Po wysiłku i zmianie ubrań na mniej wilgotne (w tamtejszych warunkach w zasadzie wszystko jest ciągle wilgotne i nie wietrzone w błyskawicznym tempie porasta pleśnią) był czas na wypicie kubka herbaty (lub ewentualnie czegoś mocniejszego) oraz nasycanie oczu widokiem tropikalnych zarośli (11). Warto było też spróbować ryżu w liściu banana (13) tzw. "sticky rise" z dodanym słodkim czymś z nie wiem czego, ale dobre było ;-) Dobry był też ryż z nie wiem czym (czarne to było) nabity w kawałek pędu bambusa. Dobrać się do tego dość trudno ale jest bardzo dobry. Poza ośrodkami turystycznymi herbaty i kawy nie uświadczysz. Gdyby nie Karolina nie piłbym herbaty przez dwa tygodnie a brak kawy to dla mnie katastrofa. Przy następnym wyjeździe zabiorę kawę i herbatę ze sobą ;-)
Do posiłków serwowana jest wyłącznie zimna woda niegazowana, chociaż pewnie zdrowiej to przyzwyczajenia robią swoje.

Ciszę kontemplacji i zachwytu najczęściej przerywały wykłady dla dzieciaków, które przyjeżdżają tu w ilościach hurtowych na zielone szkoły (12). Język tajski poza tym, że totalnie niezrozumiały niebywale drażni zmęczone uszy. Wykłady prowadzą przez duże głośniki i słychać to z odległości kilometra. Dodawane przez kobiety co chwilę "kaa" (mężczyżni "kap") jest odbierane jakby kwakało stado kaczek. Poza tym młodzież ciągle chce przeprowadzać w ramach nauki języka angielskiego ankiety z pytaniami "jak masz na imię", "skąd przyjechałeś", "czy byłeś już w Tajlandii", "co ci się podoba najbardziej..." itp. Pytania zadaje jedna osoba a pięć stoi z tyłu z poważną miną i co jakiś czas wybucha śmiechem. Raz jednych zapytałem "czy wiecie gdzie leży Polska?". Podałem im globus (który dla zmylenia przeciwnika stoi na stołówce) i jak zaczęli poszukiwania to ręce mi opadły, naprowadziłem, że leży w Europie. Przystąpili więc do poszukiwań Europy. Cyrk na kiju.

c.d.n.

Re: Moja Tajlandia :)

: wtorek, 15 grudnia 2015, 00:17
autor: Grzegorz Banasiak
Jedzenie w Tajlandii dzieli się na dwie kategorie: jedzenie dla turystów (głównie w ośrodkach turystycznych, hotelach i w ich otoczeniu - oraz normalne jedzenie spożywane przez Tajów - o tym napiszę na początku.

W Tajlandii jada się dosłownie wszystko od roślin owoców i klasycznych zwierząt hodowlanych po węże, żaby, pająki no i owady. Cała masa przypraw powoduje, że najgorszy organiczny badziew da się tu zamienić w aromatyczną i pachnącą potrawę. Czasem lepiej nie wiedzieć co się je, żeby za dużo o tym nie myśleć. Jeśli smakuje - to ok. Podstawą jest przede wszystkim ryż (różne odmiany) przygotowywany na wiele sposobów. Najczęściej gotowany na sypko, często klejący a czasem twardy jak kawał gumy. Do ryżu często dodaje się rozmaite dodatki słodkie, kwaśne, ostre - niekiedy zabójczo ostre - piecze, smaży lub tylko gotuje. Często do gotowania używa się specjalnych urządzeń elektrycznych, które robią to optymalnie i po ugotowaniu długo utrzymują odpowiednią wilgotność i temperaturę. W Tajlandii nie używa się noży, sztućce stanowi widelec i łyżka, przy czym widelec służy do nagarniania na łyżkę a łyżka do jedzenia. Europejczykowi trudno to stosować, więc jada widelcem a łyżka jest dodatkiem, stanowi to jednak małe faux pas. Dodatki do ryżu są dobrze rozdrobnione i pokrojone dlatego używanie noży jest zbędne. Jeśli ktoś potrafi może jeść pałeczkami. Ja nie umiem, wszelkie próby wywoływały salwy śmiechu wśród tajskich współbiesiadników. Tempo miałem takie, że śniadanie kończył bym w porze obiadowej, obiad w kolacyjnej i cały pobyt musiałbym spędzić na jedzeniu ;-) Kolejny dodatek do ryżu to mięso, głównie kurczaki i wieprzowina. Wszystko krojone w słupki, paski, plasterki, kostkę itp. słodkawe, ostre, słone, kwaśne. Przeróżne bukiety smakowe. No i warzywa: marchewka, cebula, ze dwadzieścia różnych innych których nazwać nie potrafię, trawa cytrynowa, szczypiorek, czosnek, imbir. Do tego mleczko kokosowe. Slinianki zaczynają pracować od samego wymieniania. Generalnie jednak całość jest dość monotonna. Ryż na śniadanie, obiad i kolację - plus zmieniające się dodatki. Osobiście jestem miłośnikiem ryżu i zupełnie mi to nie przeszkadzało. Pewną konsternację wzbudziła słodka kiełbasa pieczona na wiór w plasterkach. Na początku była dziwna ale po kilku razach i dodaniu odpowiednich sosów smakowała wyśmienicie.
Do posiłków podaje się wodę. Z ciepłych napojów jest tylko kawa 3w1 - obrzydliwa. Nie uświadczy się normalnej herbaty i kawy.

Owoce. No tu można zaszaleć jeśli ktoś lubi. Kilkanaście odmian bananów, krótkich długich, prostych, wygiętych, żółtych, zielonych czy czerwonych. Smak owoców dojrzewających w słońcu i świeżych, nijak się ma do marketowego badziewia. Mango, ananas, liczi, papaja, dragon fruit, lost apple i kilkanaście innych, których nazw nie byłem w stanie zapamiętać. No i legenda smrodu - durian. Smak trudny do opisania, przypomina budyń waniliowy z cebulą i zepsutym czosnkiem, mdły ale ma coś w sobie jak się trochę człowiek wsmakuje. Wąchać nie radzę, szybko powoduje odruch wymiotny a zapach z ust powala jeszcze ze dwie godziny. Wbrew pozorom owoce nie łatwo kupić. Sprzedaje się je głównie na lokalnych bazarkach ukrytych wśród zabudowań. Zapytałem kiedyś w Chiang Mai panią w kuchni gdzie mogę kupić owoce to odpowiedziała mi, że w markecie. Market to dość uniwersalne określenie. Później inna pani, która woziła nas samochodem przyszła do mojego pokoju i zaproponowała, że zawiezie nas na bazar z owocami. Po drodze do Doi Suthep wjechaliśmy w jakieś uliczki i tam w jakimś podwóreczku stało kilka straganów z owocami. Tanie jak barszcz. Za 15 naszych złotych kupiliśmy dwie reklamówki różności.
Do każdego rodzaju dostaliśmy instrukcję że to mamy jeść dzisiaj, coś innego jutro. Termin konsumpcji ustalano pukając palcem w owoce, odpowiedni odgłos wskazywał kiedy należy je jeść. Ponieważ w jadalni nie ma noży, poszedłem do kuchni poprosić o talerz i nóż (liczyłem, że w kuchni mają). Dostałem talerz i tasak, taki jakich używa się u nas w mięsnych do rąbania mięsa. Z tym ekwipunkiem przystąpiliśmy do konsumpcji. Zrobiliśmy niezły cyrk z obieraniem bo cała skośnooka widownia pękała ze śmiechu. My zresztą też. (było to w czasie mojego poprzedniego pobytu).

W hotelach i ośrodkach turystycznych posiłki dobrane są do europejskich wymagań, czyli na śniadanie tosty, pancakes'sy z syropem klonowym, jajko sadzone, miód, kawa, herbata. Obiad jest bardziej tajski pad-thai (moim zdaniem najlepsza potrawa tajska, chociaż nie wszędzie potrafią ją zrobić pod mój gust) z makaronem, kurczakiem i jajkiem, kiełkami fasoli i trawą cytrynową, ryby we wszelkich postaciach, zupa kokosowa, warzywa w różnych postaciach. Poza tym są McDonalds, BurgerKing i KFC, bez problemu można kupić pizzę. W razie czego można posilić się znanym fast-foodem.

Piwo drogie jak diabli. Mały Heineken 0.33 - ok. 8 zł., nieco tańsze lokalne Chang - 6 zł. Taniej można je kupić w sieci sklepów SevenEleven, gdzie zapłacimy ok. 3 zł. za półlitrową butelkę. Woda mineralna - ok. 1,5 -2 zł. za półtoralitrową butelkę. Papierosy ok 7 zł. Lody w młodym kokosie 4,50 zł. - rewelacja.

Transport miejski jest stosunkowo tani. Taksówka z Lotniska Suvarnabhumi do centrum (ok. 30 km) kosztuje 50 zł. a pod Victory Monument (ok. 20 km) skąd jechaliśmy dalej busem - 35 zł. Tuk-tuk - jak się dobrze targujesz to 10 zł. za kilka kilometrów. Warto się przejechać, wrażenia niezapomniane. W dalsze odległości najlepiej jechać busem. Za odcinek 300 km zapłaciliśmy we dwóch łącznie ok. 40 zł. plus 20 zł. za bagaż, który zajmował tyle miejsca co dodatkowa osoba ;-) Komfort podróży niski, siedzenia małe - rozmiar tajski - klima działa z różnym skutkiem. Pocieszające są krótkie przystanki w różnych miejscach (najczęściej stacje paliw) gdzie można rozprostować nogi i nabyć lody lub coś do picia. Kierowcy rozumieją kilka słów po angielsku plus parę podstawowych zwrotów. Z bardziej kwiecistą przemową w stylu poprawnym szekspirowskim lepiej się nie zwracać, szkoda czasu i nerwów. Jadąc gdzieś najlepiej mieć wydrukowane zdjęcie tego miejsca z tajskimi napisami i pokazać na mapie - też z tajskimi napisami. To naprawdę jedyny skuteczny sposób. Punktualność jako taka nie jest przestrzegana. Ruszają kiedy chcą i jak chcą. Najczęściej jeśli w busie znajdzie się odpowiednia liczba pasażerów. Tupanie nogami i denerwowanie się nie działa. Spokojnie, powoli, zdążymy...

Komary. W miastach rzadkie, w dżungli gdzie stacjonowaliśmy trochę gryzły ale nie było ich zbyt dużo. Skuteczna jest dostępna w Polsce Mugga sprawdza się doskonale. Po spryskaniu działa kilka godzin. Komary gryzą głównie późnym popołudniem, które zresztą trwa bardzo krótko. W okresie październik/listopad ciemno robi się o 18:00 a widno rano ok. 6:00. Zmierzch zapada błyskawicznie. Zaraz po kolacji można było odpalać lampy przy ekranach. W okresie pobytu księżyc stanowił duży problem, gdy wychylił się ponad ścianę lasu przyloty były słabe. Dlatego często łowiliśmy wieczorem i wcześnie rano jeszcze przed wschodem słońca.

Węże. Obecne, często groźne ale przy odrobinie rozsądku można było spokojnie funkcjonować. Powodująca najwięcej zgonów od ukąszeń w Tajlandii żmija green pit viper (nie znam nazwy) zielona, długości do metra, ponoć bardzo pospolita była przeze mnie widziana raz - trzy sztuki. Mimo, że wiedziałem gdzie siedzą (Snake Team monitorował i filmował zachowanie) nie byłem w stanie ich dostrzec, dopiero ordynarne pokazanie paluchem umożliwiło dostrzeżenie gadziny. Kamuflaż niesamowity. Żmija ta nie jest złośliwa tzn. nie atakuje bez powodu i można nawet się o nią ocierać - nie będzie reagować. Co innego próbować złapać czy dotykach patykiem, wtedy atakuje. Inny wąż, którego widziałem brązowy, też około metra długości atakuje bez powodu nawet jeśli przechodzi się obok. Typ złośliwca, do tego dość jadowity i niebezpieczny. W sumie żyje tam ponad 100 gatunków węży w tym trzy gatunki kóbr - w tym kobra plująca jadem. Potrafi z odległości około 2 metrów trafić jadem w oczy ofiary i ją oślepić. Zdarza się, że kobry żyją w pobliżu ludzi. Ostatnio rozmawiałem z chłopakiem ze Snake Team przez skype i powiedział mi, że znaleźli kobrę w bębnie od suszarki ubrań. A pomyśleć, że ja korzystałem z tej suszarki ;-)

c.d.n.

Re: Moja Tajlandia :)

: niedziela, 27 grudnia 2015, 22:00
autor: Piotr Kowalski
Duże brawa. No i nareszcie doczekałem się wypowiedzi dotyczącej nie tylko entomologii. Taki opis może pomóc innym entomologom , którzy być może trafją w to miejsce. Mnie osobiście twoja wypowiedź przypomniała nasz pobyt w Tajlandii. Wiele aspektów jest spójnych. Zachęcam do dalszych postów. Grażyna i ja na pewno będziemy je czytać z wielką przyjemnością. Nie przejmuj się oziębłością na forum. Wszyscy czytają i nie komentują. Niewątpliwie to zniechęca do pisania dalszych postów , ale się nie poddawaj się my czytamy.
Grażyna i Piotr

Re: Moja Tajlandia :)

: niedziela, 27 grudnia 2015, 23:28
autor: Grzegorz Banasiak
Napiszę, napiszę... jeszcze przed Sylwestrem ;-) :-)
Mam jeszcze sporo do opisania, w tym motyle i inne robaki, które na pewno najbardziej zainteresują bywalców.

Re: Moja Tajlandia :)

: poniedziałek, 28 grudnia 2015, 13:36
autor: Piątek Wojciech
o jedzeniu na na tych ziemiach to ja sobie mogę pooglądać na tv, zapoznać się w necie, jest wiele możliwości..., natomiast Grzegorz sadystycznie się znęca na forum ENTOMOLOGICZNYM :evil:

Re: Moja Tajlandia :)

: poniedziałek, 28 grudnia 2015, 14:10
autor: Grzegorz Banasiak
Zdziwił byś się ile kosztuje taki wyjazd. Napiszę o tym na koniec.

Re: Moja Tajlandia :)

: poniedziałek, 28 grudnia 2015, 16:02
autor: Piątek Wojciech
nie o koszty wyjazdu mnie tu się rozchodzi, jeno o sedno rzeczy, czyli nasze ukochane owady, nie znęcaj się nade mną i wreszcie POKAŻ :rotfl:

Re: Moja Tajlandia :)

: poniedziałek, 28 grudnia 2015, 19:56
autor: Grzegorz Banasiak
Owady w Tajlandii to rzecz absolutnie niesamowita. Różnorodność, kształty, kolory to wszystko powala z nóg. Oczywiście można zobaczyć jeśli wystawi się nos poza centra miast i hotele. Nie ma z tym większego problemu ponieważ na każdym kroku spotyka się lokalne biura turystyczne organizujące wycieczki w różne miejsca - zwykle zabytkowe świątynie ale są również parki narodowe czy dżungla. Wycieczki są bardzo tanie a stopień organizacji prawie profesjonalny. Średnia cena całodniowej wycieczki z wyżywieniem i biletami wstępu oscyluje około 100 zł. Jeśli są dodatkowe atrakcje np. spływ bambusową tratwą albo przejażdżka na słoniu (odradzam, zwierzęta są męczone a wśród tajskich naturalistów lepiej nie przyznawać się do jazdy na słoniu, jest to niemile widziane) to cena wzrośnie do ok. 130 zł. O ustalonej godzinie przyjdzie po nas do hotelu "umyślny" i zaprowadzi do niewielkiego busa (12 osób), gdzie zwykle jest już parę osób z innych hoteli. Po zebraniu grupy rozpoczyna się właściwa wycieczka. Po niej bus odwozi wszystkich w okolice Khao San Rd i każdy udaje się do swojego hotelu. Warto tu dodać, że latarnie w Tajlandii są bardzo niskie (jak nasze przy lotnisku Okęcie) i wieczorem tracimy z oczy wszelkie punkty orientacyjne, które są tak przydatne za dnia. Warto zawsze mieć mapę (z tajskimi i angielskimi napisami) lub nawigację offline w telefonie. Oszczędzi nam to czasem kłopotów bo poza miejscami turystycznymi na pytanie "Do you speak English ?" większość osób odwraca się i oddala.
Wracając do owadów - bieganie z siatką w parkach narodowych czy ich okolicach prawie zawsze spotka się z zainteresowaniem miejscowych albo parkowej straży. Prawo w Tajlandii jest dość restrykcyjne trzeba więc zachować rozsądek w każdej sytuacji. Szukając hoteli można znaleźć takie w których spokojnie można połazić pod lampami i w różnych oświetlonych miejscach i coś tam zbierać. Warto uważać na wałęsające się wieczorami psy, które potrafią nieźle postraszyć a kiedy jest ich kilka może być naprawdę groźnie. Miałem taki przypadek w Chiang Mai, właściciele - rude małpiszony - wyglądali przez ogrodzenie i nie przyszło im do głowy zawołać psy (może celowo), lepiej, żeby białasa pogryzły. Na szczęście był w pobliżu jakiś badyl, którym je odgoniłem ale co się najadłem strachu to moje. Gaz pieprzowy może być przydatny w takich sytuacjach.
Ze względu na dużą wilgotność "mięsiste" owady szybko gniją i pleśnieją, trzeba je regularnie wietrzyć. Klimatyzacja nie pomaga, też pleśnieją, w zasadzie wiatraki wywołujące ruch powietrza są najlepszym rozwiązaniem. Jeśli zostawimy je bez opieki na zewnątrz - po chwili już ich nie będzie. Trzeba więc dobrze zastanowić się jeszcze przed wyjazdem jak je będziemy zabezpieczać. W sieci można znaleźć parę prac w tym temacie i warto je przeczytać. Ja mam przetestowane metody zbierania mikrów, jakby ktoś był zainteresowany to o tym napiszę.
Załączam pierwszą porcję fotek owadów. Proszę nie oceniać techniki czy jakości, większość robiłem telefonem (Nokia 1320) w trudnych warunkach w których nawet firmowe lustrzanki odmawiają posłuszeństwa.

Re: Moja Tajlandia :)

: poniedziałek, 28 grudnia 2015, 19:57
autor: Grzegorz Banasiak
Coś mi się nie chcą zdjęcia wgrywać... kolejne zdjęcia jutro.
Dodam, że robienie zdjęć jest bardzo trudne, owady są płochliwe i czasem uciekają tak szybko, że w kadrze zostaje nam liść ;-)

Re: Moja Tajlandia :)

: wtorek, 29 grudnia 2015, 22:07
autor: Grzegorz Banasiak
I obiecane kolejne zdjęcia. Jest tam jeden patyczak ale spotykaliśmy ich bardzo wiele, zwłaszcza w trawie bambusowej. Mimo, że duże to nieźle się kamuflowały. Nie doświadczyłem tego osobiście ale są to owady bardzo wrażliwe i bojaźliwe. Ponoć po przestraszeniu może dojść do zejścia śmiertelnego :-) na wszelki wypadek unikałem gwałtownych ruchów ;-) by nie mieć jednego z drugim na sumieniu. Spotkaliśmy też kilkukrotnie Ornithoptery (chyba helenae) latające wokół. Zrobienie zdjęć było praktycznie niemożliwe. Nawet jak usiądą to na pół sekundy i machają skrzydłami jak głupie, mimo, że duże, latają szybko. Widok oczywiście niezapomniany. Nagrałem telefonem film ale nie wiem czy da się go wstawić na forum. Sfilmowany okaz miał nieco poniżej 20 cm rozpiętości skrzydeł, przynajmniej tak oceniła moja suwmiarka w oku.
Generalnie na przełomie października i listopada motyli dziennych lata dość dużo, rano w miejscach nasłonecznionych i wilgotnych latają chmarami rozmaite ogończyki i rusałki oraz wiele innych, które trudno na oko przydzielić do konkretnej rodziny. Nie są zbytnio płochliwe ale po kilku ruchach siatką całe towarzystwo odlatuje w najbliższe zarośla. Sporo motyli spotyka się przy drogach i ścieżkach przez dżunglę, przynajmniej częściowo oświetlonych słońcem. Siadają przy kałużach, na resztkach roślinnych czy odchodach zwierząt ale te są już wyjątkowo płochliwe i czasem trzeba się nieźle nabiegać, żeby je złowić. W warunkach dużej wilgotności i wysokiej temperatury taki bieg wymaga potem kilku minut stabilizacji tętna ale można to robić oglądając gąsienice i poczwarki pazi i rusałek, których jest naprawdę sporo i nie ma problemu ze znalezieniem. Oczywiście co się znajdzie - tego nie wie nikt :-)

Ptaki prowadzą ukryty tryb życia, głównie wysoko w koronach drzew. Łatwiej zobaczyć ptaka w centrum Bangkoku niż w dżungli. Widzieliśmy kura bankiwa - przodka kury domowej i jakiegoś rzadkiego bażantowatego (stalowy kolor) - ale nazwy nie pamiętam. Kilka razy spotkaliśmy jakieś ssaki ale pośród ich panicznej ucieczki w gęstwinie nawet nie byliśmy określić wielkości.

Trudno mi pisać o wszystkim, jeśli ktoś jest zainteresowany czymś konkretnym, proszę o info, jeśli tylko będę miał coś do powiedzenia (z autopsji) w temacie to napiszę. W kolejnym poście, może jutro się uda, napiszę o kosztach wyjazdu do Tajlandii i mam nadzieję wybiję z głowy korzystanie z jakichkolwiek biur podróży.

Re: Moja Tajlandia :)

: wtorek, 29 grudnia 2015, 23:15
autor: Antek Kwiczala †
Spotkaliśmy też kilkukrotnie Ornithoptery (chyba helenae)
W Tajlandii występują 4 gatunki z rodzaju Troides. Dwa są dosyć częste w płn. części - to Troides helena i Troides aeacus. Pozostałe dwa - T. amphrysus i T. cuneifera są rzadkie i tylko na samym południu Tajlandii.
na fotce 11 jest Euploea sp (chyba E. mulciber)
foto 23 - rusałka Cirrochroa tyche.
foto 24 - miernikowiec Dysphania sp. (może D. militaris)

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 00:25
autor: Jacek Kurzawa
Piotr Kowalski pisze:Zachęcam do dalszych postów. Grażyna i ja na pewno będziemy je czytać z wielką przyjemnością. Nie przejmuj się oziębłością na forum. Wszyscy czytają i nie komentują. Niewątpliwie to zniechęca do pisania dalszych postów , ale się nie poddawaj się my czytamy.
Grażyna i Piotr
Czytamy, czyta wiele osób i z szacunku do treści zamieniliśmy się w słuchaczy (czytelników). Oziębłości nie ma, chociaż nie ma dyskusji. Taka relacja przyda się prędzej czy później wielu osobom, jak ktoś będzie szukał informacji o Tajlandii to sobie dokładnie przestudiuje każde zdanie. :okok:

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 12:41
autor: Grzegorz Banasiak
Jak pojechać do Tajlandii i nie stracić majątku :-)
Największym kosztem jest oczywiście bilet lotniczy, trzeba więc trochę się zaczaić i szukać promocji. Nie bez znaczenia jest wybór linii lotniczej. Kiedy leciałem Lufthansą co chwilę strajkowali i przy odrobinie pecha mogłem nie polecieć, strajkowali we wtorek i czwartek, ja leciałem w środę - udało się. Teraz też co jakiś czas strajkują więc póki co omijam ich z daleka. British Airways nie są najtańsze ale można trafić na niezłą cenę. Najtaniej jest Ukrainian Airlines ale na Ukrainie sytuacja jest mało stabilna i też różnie może być. Czasem trzeba dla dobrej ceny poświęcić się i lecieć z przesiadkami np. Warszawa - Londyn - Bangkok i powrót Bangkok - Singapur - Londyn - Warszawa. Jeśli czasy przesiadek są do trzech godzin to spokojnie można lecieć. Przy dłuższych bywa to męczące i wymaga dodatkowych środków na konsumpcję. Optymalne czasowo trasy to np. Warszawa - Helsinki - Bangkok - ok. 13-14 godzin i jesteśmy na miejscu. Ceny na teraz Ukraininan - 1780,00, British - 2400-2500, Arabskie linie - ok. 2600-2700, KLM - 2500, Norwegian - 2300. Warto kupić na wszelki wypadek jakieś ubezpieczenie podróżne (kilkadziesiąt złotych) chociaż poza dużymi miastami dostanie się do lekarza może być niewykonalne. Dla komfortu psychicznego jednak warto.

Po zaplanowaniu podróży warto zarezerwować hotele np. na booking.com wybierając opcję płatności na miejscu. Hotele są stosunkowo tanie 14 dni w Bangkoku baz śniadań - ok. 600 zł., ze śniadaniami (warto) - 630,00 ;-), Chiang Mai - 4 dni ze śniadaniami dla 3 osób - 220 zł. Oczywiście nie są to hotele Hiltona ale mają łazienkę i telewizor. Warto obejrzeć grupę hoteli Sawasdee ... Inn. Tanie, przetestowane, w miarę czyste ale jest cała masa innych. Te w Bangkoku są usytuowane blisko największych atrakcji i świątyń, wszędzie można iść piechotą. Można też rezerwować je na miejscu ale zawsze jest ryzyko, że z walizami będziemy maszerować od hotelu do hotelu i szukać wolnych miejsc. Na lotnisku Suvarnabhumi w Bangkoku po odebraniu bagażu można wymienić pieniądze na baty. Opłaca się bardziej wziąć dolary niż euro. Kurs jest stały więc nie ma co biegać od kantoru do kantoru i szukać gdzie taniej. Bat kosztuje około 10-11 gr. w przeliczeniu. Można wymienić część kasy a resztę w miarę potrzeby później bo kantorów nigdzie nie brakuje. W hotelach nie wymieniać, tam mają inne przeliczniki, niekorzystne. W wielu miejscach można płacić kartą ale koszty transakcji są różne dla różnych banków i trudno mi się wypowiedzieć ile wynoszą. Można także spokojnie wypłacać pieniądze z bankomatów. Bankomaty w większych miastach są dostępne ale na prowincji bywa, że jest kłopot. Lepiej więc gotówkę organizować wcześniej i nie denerwować się.

Po wyjściu z lotniska udajemy się do stanowisk z numerkami na taksówki. Po otrzymaniu numerka idziemy do stanowiska z tym numerem i tam czeka już taksówka. Przejazd z lotniska do centrum kosztuje około 45-50 zł. jadąc w 2-3 osoby wychodzi tanio, zwłaszcza, że do centrum jest ze 30 km. Do Victory Monument skąd jeżdżą busy w różne miejsca Tajlandii przejazd kosztuje 35 zł. Lotnisko jest ogromne, terminal ma dwa kilometry długości, przy locie powrotnym warto być wcześniej bo przemieszczanie się zajmuje sporo czasu. Bilet na bus kupuje się w kasie. Kasa to stojące na chodniku krzesło z siedzącym Tajem i jakimś kartonem na którym wypisuje bilety. Wszystko po tajsku, rozpoznasz tylko godzinę odjazdu. Przed odjazdem cię odnajdą i zaprowadzą do busa. Za toboły liczą dodatkowy bilet. Nasze walizy zajmowały spokojnie dodatkowe siedzenie.

Śniadanie hotelowe jest standardowe i prawie jednakowe wszędzie. Jajecznica, jajka sadzone, grzanki, kawa, herbata, miód, dżem (ultra słodki), jakiś sok, owoce (zwykle ananas). Obiad i kolację można spokojnie zjeść na mieście. Pad-thai (makaron, kurczak/krewetki/owoce morza) - 5 zł., ryż z kurczakiem, kiełki, pomidor - 5 zł., zupa tajska - 3 zł., lody - 4 zł., owoce (spora porcja) - 4 zł., pieczony skorpion - 10 zł., pizza - 20-30 zł., piwo w restauracji - 7-10 zł., w sklepie SevenEleven - 2-3 zł., woda mineralna duża - 1,5 - 2 zł. Cola z lodem podawana w reklamówce ze słomką - 2-3 zł. Pić trzeba dużo ponieważ jest bardzo gorąco i pot leje się strumieniami. W porze ciepłej kwiecień/maj/czerwiec bywa naprawdę niebezpiecznie, przy troszkę dłuższym pobycie na słońcu można się odwodnić a nawet zemdleć, nakrycie głowy i rozsądek są jak najbardziej wskazane. W dzień bywa ponad 40 stopni a wieczorem ochładza się do 30. W porze chłodnej październik-luty w dzień jest 30 stopni a wieczorami troszkę chłodniej. W górskich częściach bywa nawet 10-15 stopni nocą ale to już są ekstremalne ochłodzenia. Odbiór temperatury przy dużej wilgotności jest inny niż u nas, ciężej się oddycha, szybko męczy i ciągle zalewamy się potem. Można się trochę przyzwyczaić po jakimś czasie. Przez pierwsze dni śpimy bez przykrycia, parę dalszych pod prześcieradłem a pod koniec pobytu zdarza się, że pod kołdrą.

Zawsze trzeba się targować, przy jazdach taksówką (najlepiej te różowe) zwykle coś tam utargujemy np. na obiad. Warto też jeździć tuk-tukiem, tanio 3-6-10 zł. w zależności od długości trasy, ekstremalne przeżycia zapewnione gratis :-). Nie warto reagować na próby pogadania z nami przez lokalnych mieszkańców, zwykle to naciągacze i potrafią zmylić naszą czujność rozmową w stylu ... jestem nauczycielem w tej szkole (pokazuje na jakiś budynek)... skąd jesteście, gdzie idziecie itp. takiego gościa od razu pogonić, żeby nie rozwijał tematu. Kiedyś chcieliśmy popłynąć łódką motorową po kanałach w Bangkoku i taki dziadyga nam doradził. No, gdybym go dorwał później ... nie dość, że nie popłynęliśmy (bo cena była 15 razy wyższa niż w cenniku) to jeszcze wracaliśmy z przystani pieszo przez jakieś dzikie slamsy w których na każdym kroku stali ludzie jak z azjatyckich horrorów, z włosami do pasa, cali w tatuażach a z oczu leciały pioruny jak na nas patrzyli. W takie miejsca lepiej się nie zapuszczać. Generalnie w Tajlandii jest bezpiecznie ale prowokowanie losu nie jest wskazane.

Co ze sobą zabrać !
Dwie pary długich spodni, koszulę z długi rękawem, 5-7 koszulek, 5 par skarpet, przewiewne buty, klapki, plastikowe buty pod prysznic (licho nie śpi, grzybica też :-) ), trochę leków, koniecznie jakiś antybiotyk np. tani i dobry Amotax, coś na biegunkę, krople żołądkowe, coś przeciwbólowego, jakiś bandaż, plaster, kosmetyki, pasta d/s, szczoteczka, 2 ręczniki (w hotelach są ale ja wolę swoje). Odbić na ksero dokumenty, sprawdzić ważność paszportu. No i oczywiście potrzebne jest coś przeciw komarom np. Mugga. I tyle. Nie przesadzać z bagażem, większość i tak okaże się niepotrzebna. Zamiast laptopa lepiej wziąć tablet, albo jak się ma duży telefon np. mój Nokia 1320 - to zupełnie wystarcza do internetu i dzwonienia. Połączenie do Polski jest drogie więc dzwoni się przez Skype albo WhatsApp - za darmo. Na większości lotnisk WiFi jest darmowe, w hotelach też - więc nie ma z tym problemów. Warto przemyśleć, czy potrzebna nam lustrzanka (ciężka i upierdliwa w podróży) czy nie wystarczy coś mniejszego albo nawet telefon jak ma dobry aparat.
Jeśli chce się wybrać gdzieś daleko na północ albo na południe zamiast kilkunastogodzinnej podróży pociągiem albo autobusem lepiej polecieć samolotem. Lokalne azjatyckie linie są tanie, za 100-200 Zł. polecimy w większość miejsc. Bilety trzeba rezerwować wcześniej a odloty odbywają się z drugiego lotniska DongMuang - z centrum 50 zł. taksówką. Lotnisko słabo oznakowane wewnątrz, w informacji zwykle nikogo nie ma, nikt nic nie wie, a babki wpuszczające do gate'ów nie mówią po angielsku. Cyrk na kiju. Ubaw po pachy, zwłaszcza jak pół godziny przed odlotem nikt nie wie gdzie trzeba pójść a obsługa i informacja są nieobecne. Jeśli nagle tłum z tobołami się zerwie i gdzieś leci, leć z nimi, zwykle stamtąd odlatujesz ;-)

Jakby coś trzeba było dopowiedzieć - pytajcie.

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 14:13
autor: Piątek Wojciech
Grzegorz Banasiak pisze:Zdziwił byś się ile kosztuje taki wyjazd. Napiszę o tym na koniec
teraz rozumiem co znaczy logistyka takich wyjazdów, świetna relacja z pierwszej ręki na temat realiów Tajlandii, aż się prosi,żeby zmienić tytuł wątku na "Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii" i to wcale nie jest szyderstwo bo mam nadzieję, że w następnych latach będzie ciąg dalszy :okok:

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 15:19
autor: Grzegorz Banasiak
Logistyka jest zdecydowanie najważniejsza. Jak masz wszystko mniej więcej zaplanowane to cały wyjazd przebiega bezstresowo. Najgorsze jest, kiedy nie wiesz co robić dalej i na miejscu się nad tym zastanawiasz. Upał, wilgotność, nic Ci się nie chce... wtedy trudno zdecydować, no i czasu nie ma tyle co w długie zimowe wieczory :-)
Najbliższy wyjazd możliwy na przełomie kwietnia/maja jeśli wszystko pójdzie dobrze lub przełom października/listopada, chociaż wolałbym ten pierwszy termin. Upalna wiosna z małą ilością opadów brzmi intrygująco, chociaż upał jest wtedy największy.

A "klapki", cóż, są bardzo wygodne poza dżunglą no i zabytkami, gdzie trzeba mieć raczej zakryte buty i ramiona oraz długie spodnie.

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 15:36
autor: Konto_usuniete
Jak widzę to niewiele się zmieniło od czasu kiedy ja byłem w Tajlandii, choć minęło już 15 lat....
po prostu trzeba się dać ponieść fali....wtopić w tłum, odrzucić europejskie standardy i wtedy jest SUPER :mrgreen:
Do rzeczy które koniecznie trzeba dołączyć do ekwipunku (zresztą nie tylko do Tajlandii) jest mapa. Najlepsza dwujęzyczna kupiona na miejscu lub reklamówka z miejscowego biura podróży zawierająca piktogramy lub zdjęcia charakterystycznych obiektów, miejsc.
Unikać jak ognia map wyłącznie z transkrypcją - ONI wymawiają inaczej. Ty przeczytasz a on na Ciebie patrzy i nic...
Zapomnieć o angielskim w wydaniu londyńskim - jak zadasz pytanie typu: "Czy nie sprawi Panu trudności udzielenie mi informacji gdzie mogę znaleźć kasę w której sprzedają bilety do Trang?" to Taj zgłupieje, ale jak zapytasz "Ty - bilety do Trang to gdzie? " bezbłędnie wskaże Ci kasę.
Zaś zainteresowanie miejscowych spada wraz z zmianą koloru Twojej skóry i blaknięciem do słońca noszonych koszulek - wiadomo taki to już kraju liznął i makaronu na uszy się mu nie nawinie.... :bit:

Grzechu powiedz lepiej jak się "wkręcić" na łapanie tam gdzie byliście. Pozwolenia, koszty, zasady co i jak...

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 16:45
autor: Piątek Wojciech
Grzegorz Banasiak pisze: A "klapki", cóż, są bardzo wygodne poza dżunglą no i zabytkami, gdzie trzeba mieć raczej zakryte buty i ramiona oraz długie spodnie.

dalej trwam w swoim przekonaniu, że to dobry tytuł na Twoje relacje z Tajlandi, ponieważ podajesz konkretne informacje, przydatne dla ludzi tam się wybierających zabarwione optymizmem :okok:
zapomniałem o najważniejszym- dzięki za foty owadów

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 19:15
autor: Grzegorz Banasiak
Piątek Wojciech pisze:
Grzegorz Banasiak pisze: A "klapki", cóż, są bardzo wygodne poza dżunglą no i zabytkami, gdzie trzeba mieć raczej zakryte buty i ramiona oraz długie spodnie.

dalej trwam w swoim przekonaniu, że to dobry tytuł na Twoje relacje z Tajlandi, ponieważ podajesz konkretne informacje, przydatne dla ludzi tam się wybierających zabarwione optymizmem :okok:
zapomniałem o najważniejszym- dzięki za foty owadów
Podpiąłem się pod wątek Miłosza więc zmiana tematu była by kłopotliwa. Nie mam doświadczenia w wydzielaniu postów i ich przenoszeniu, może poproszę Jacka, żeby to zrobił. Wtedy wydzielone posty nazwiemy tak jak sugerujesz. Dodaję jeszcze parę fotek motyli z ekranu, duże, żeby było ciekawie. Zawisaki zbierał Roman, ja robiłem troszkę zdjęć z ekranu no i zbierałem głównie Pyralidae i inne drobiazgi.

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 30 grudnia 2015, 20:09
autor: Grzegorz Banasiak
grzegorzb pisze:Grzechu powiedz lepiej jak się "wkręcić" na łapanie tam gdzie byliście. Pozwolenia, koszty, zasady co i jak...
Sakaerat jest częścią Parku Narodowego, rezerwatem biosfery UNESCO, nie da się tam po prostu pojechać, nałapać okazów i wyjechać. Najłatwiej dostać się tam będąc pracownikiem uczelni a jeszcze lepiej doktorantem. Wtedy wymiana papierów i maili z uczelni w zasadzie zamyka sprawę. W ośrodku pracuje wielu naukowców z całego świata i kilku doktorantów, część z rodzimych uniwersytetów, część robi doktoraty na tajskich uczelniach. Dla nich drzwi są otwarte. Nie wiem jakie są uzgodnienia w zakresie publikacji czy pozyskanych okazów.
Formalnie potrzeba zezwoleń tajskiego Ministerstwa Rolnictwa, które dla nie-Tajów obligatoryjnie odrzuca zgody na badania, daje je natomiast chętniej (ale też nie na pewno) jeśli masz publikacje z jakimś tajskim autorem. Dlatego my już przygotowujemy jedną publikację z tajskim autorem a druga obszerniejsza będzie po spreparowaniu i opracowaniu części okazów. Prywatna osoba w zasadzie nie ma co startować, bez afiliacji jakiejś instytucji naukowej - nie ma szans. Straż parku monitoruje osoby poruszające się po dżungli, wszystkich z ośrodka znają. Złapanych na kłusowaniu albo wycince Tajów od razu karzą chłostą - serio. My mieliśmy uzgodnione pisemne rekomendacje z dwóch muzeów dla których zbieraliśmy materiał oraz pewne nieformalne układy. I w sumie te układy dały więcej.

Jeśli chce się zbierać motyle na własną rękę to nic nie stoi na przeszkodzie, kwestia dobrej kwatery. Trzeba unikać jak ognia miejsc chronionych, PN, rezerwatów i nie przesadzać z ilością. Okazy duże zawsze wzbudzają zainteresowanie celników a duże ilości - podejrzenie o handel. O CITES'ach nie wspomnę bo to już może oznaczać darmowy wikt i opierunek w brudzie, smrodzie i ubóstwie przez parę lat. Tajlandia zaostrzyła prawo w zakresie wywozu okazów przyrodniczych, uda się albo się nie uda. Jak się nie uda to w najlepszym wypadku zarekwirują okazy na lotnisku. Sytuacja taka postępuje na całym świecie więc będzie raczej gorzej niż lepiej.

Poza ulicami turystycznymi w Tajlandii nie toleruje się znanych u nas "imprezek" piwnych, palenia, śpiewów itp. Na prowincji a w dżungli w szczególności zachowanie ciszy i spokoju jest absolutnie konieczne. Po ewentualnej imprezce w zasadzie można się pakować i ze statusem persona non-grata - wyjechać. Tajowie to bardzo mili i pomocni ludzie ale wymagają szanowania zwyczajów i nakazów lokalnych. W czasie pobytu w Sakaerat nie spotkałem osoby która by paliła papierosy. Impreza oczywiście była ale są to spotkania w pełnym gronie (wszyscy pracujący tam naukowcy plus dyrekcja), każdy coś przynosi (grzybki marynowane Romana zrobiły furorę, wszystkie trzy słoiki zjadł dyrektor), jest nasiadówka i dyskusja, głównie o zwierzętach i problemach badawczych, kto co złapał a co uciekło, gdzie zebrać grzybki halucynogenne ;-) , jak dezynfekować ręce żeby dotykać węży itp.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: środa, 30 grudnia 2015, 20:27
autor: Piątek Wojciech
Grzegorz Banasiak pisze: Impreza oczywiście była ale są to spotkania w pełnym gronie (wszyscy pracujący tam naukowcy plus dyrekcja), każdy coś przynosi (grzybki marynowane Romana zrobiły furorę, wszystkie trzy słoiki zjadł dyrektor), jest nasiadówka i dyskusja, głównie o zwierzętach i problemach badawczych, kto co złapał a co uciekło, gdzie zebrać grzybki halucynogenne ;-) , jak dezynfekować ręce żeby dotykać węży itp.
:rotfl: :okok: robi się coraz ciekawiej, ale rzeczywiście Romkowe rydze są bardzo dobre........

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: środa, 30 grudnia 2015, 20:34
autor: Grzegorz Banasiak
Jacek - dzięki za wydzielenie wątku.
Skoro jest już samodzielny temat to napiszę jeszcze parę postów i dodam trochę zdjęć.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: środa, 30 grudnia 2015, 20:55
autor: Brachytron
:hi:

Re: Moja Tajlandia :)

: środa, 20 kwietnia 2016, 23:12
autor: Grzegorz Banasiak
Piątek Wojciech pisze:o jedzeniu na na tych ziemiach to ja sobie mogę pooglądać na tv, zapoznać się w necie, jest wiele możliwości..., natomiast Grzegorz sadystycznie się znęca na forum ENTOMOLOGICZNYM  :evil:
Znęcania :-) ciąg dalszy nastąpi. Za dwa tygodnie odlatuję... postaram się relację pisać na bieżąco z większą ilością zdjęć i bardziej entomologicznie. Przyziemne sprawy bytowe omówiłem już we wcześniejszych postach.
Księżyc będzie dość optymalny, pora zupełnie inna, wściekle gorąca - więc mam nadzieję, że przekrój gatunków będzie inny. Może też być rozczarowanie, są okresy, kiedy owadów jest naprawdę mało i mit pełzającej dżungli pryska jak bańka mydlana. Jestem jednak optymistą :-)

Tym razem udało się załatwić bilet bez jakiegoś dużego obciążenia czasowego i czekania na lotniskach. Tam - 16 godz. łącznie, powrót - 15 godzin. Przesiadka w AMS.
Poprzedni powrót przez Singapur i Londyn + jeden odwołany lot był masakrycznie męczący.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: czwartek, 21 kwietnia 2016, 10:59
autor: Piątek Wojciech
Grzegorz Banasiak pisze: Znęcania :-) ciąg dalszy nastąpi. Za dwa tygodnie odlatuję... postaram się relację pisać na bieżąco z większą ilością zdjęć i bardziej entomologicznie
:okok: tylko pozazdrościć, życzę udanej i owocnej wyprawy !

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: piątek, 6 maja 2016, 21:03
autor: Grzegorz Banasiak
Dżungla wypalona suszą, jest druga w nocy i 30 stopni. Zawisaki są, koszówki są, nawet jakieś kózki są. Proszę jednak nie wysyłać zamówień bo już nie ogarniam ich ilości a mam tu pracę do wykonania.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: piątek, 6 maja 2016, 21:26
autor: Jacek Kurzawa
Dobra koza. Te upały im służą, więc życzę wytrwałości !

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 7 maja 2016, 13:09
autor: romanzamorski
No to niezłe masz tam Grzesiek piekiełko. Podczas naszego pobytu w Sakaerat pół roku temu temperatury w dzień nie przekraczały 30 st. C. W nocy nawet spadały do 18 st. C. (o ile mnie pamięć nie myli). Wprawdzie dopiero co zawitałeś na miejscu, a już nie mogę się doczekać fotek z ekranu. Więc otrzyj pot z czoła i do roboty: do siatki, do aparatu, do pułapek i do ekranu. Pozdrawiam Romek

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 7 maja 2016, 13:18
autor: Grzegorz Banasiak
Wokół ekranów są dwie kobry, śledzą je ciągle i kiedy z nimi chodzę, to widzę, że zbliżają się coraz bardziej. Na szczęście to te zwykłe, nie plujące. Zawisaki wczoraj leciały nieźle pomimo wiatru. Lecą też wielkie koszówki. Oblaczków na razie brak. Coniopterygidae też.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: niedziela, 8 maja 2016, 08:37
autor: Grzegorz Banasiak
Taka sobie kózka...

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 03:12
autor: Marek Wanat
Takie kózki przylatywały mi do światła parę razy w Yunnanie, wiec pewnie nie jest to nic rzadkiego. A w ogóle, to dopiero dzis odkryłem ten post i Twoje relacje z Tajlandii. Super! Tak trzymac Grzegorzu :brawo: Siedzisz w parku narodowym, więc możesz mieć "spaczony" ogląd, ale spytam jak w Tajlandii jest ogólnie z lasami? Jestes w stanie cos ntt powiedziec? Yunnan zrobił na mnie bardzo przygnębiające wrażenie. Chińczycy prawie wszystko zamienili już w uprawy kauczukowca, gdzie praktycznie nie ma życia. Las deszczowy został tylko w paru niewielkich rezerwatach. I drugie pytanie: jak tam z pijawkami? Jakoś dotąd o nich nie pisałeś.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 03:53
autor: Grzegorz Banasiak
Tutaj z lasami nie jest źle. Generalnie jest ich dość mało ale jeśli już są to w miarę naturalne, zwykle niezbyt duże. W środkowo-zachodniej części Tajlandii plantacji palmowych nie widuję, jest sporo nieużytków zarastających krzakami i drzewami, które są entomologicznie niezłe. Gdybyś chciał przyjechać tu do Sakaerat to musimy się zdzwonić po moim powrocie. Czy ryjki są w Twoim zakresie zainteresowań ?

Piszę z telefonu, więc krótko. Jak usiądę przy kompie napiszę więcej.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 04:14
autor: Grzegorz Banasiak
Dorzucę jeszcze parę fotek z telefonu. Grilowane na żywca żaby i trochę z ekranu.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 06:00
autor: Grzegorz Banasiak
Marek Wanat pisze:Takie kózki przylatywały mi do światła parę razy w Yunnanie, wiec pewnie nie jest to nic rzadkiego. A w ogóle, to dopiero dzis odkryłem ten post i Twoje relacje z Tajlandii. Super! Tak trzymac Grzegorzu :brawo:  Siedzisz w parku narodowym, więc możesz mieć "spaczony" ogląd, ale spytam jak w Tajlandii jest ogólnie z lasami? Jestes w stanie cos ntt powiedziec? Yunnan zrobił na mnie bardzo przygnębiające wrażenie. Chińczycy prawie wszystko zamienili już w uprawy kauczukowca, gdzie praktycznie nie ma życia. Las deszczowy został tylko w paru niewielkich rezerwatach. I drugie pytanie: jak tam z pijawkami? Jakoś dotąd o nich nie pisałeś.
Rozmawiałem z ludźmi badającymi węże na temat lasów. Okazuje się, że jest jednak źle, podobnie jak w innych krajach azjatyckich lasy są wyrąbywane pod uprawy. W Tajlandii pod uprawy ryżu. Na szczęście jest trochę parków narodowych które zachowują naturalne środowisko a gospodarki leśnej w naszym rozumieniu zupełnie się nie stosuje. Owszem robi się to i owo dla turystów, żeby coś tam zarabiać ale to nic destrukcyjnego.

Jeśli chodzi o pijawki to nie ma ich zupełnie tu są lasy "dry evergreen" więc pijawki nie mają dużych możliwości. Być może w części parku gdzie są jeziora i rzeka - ale to daleko i przy 42 stopniach nawet się nie zastanawiam żeby tam się wybierać. Tradycyjnie mrówki są wszędzie i pozostawionego na chwilę owada możesz znaleźć metr dalej transportowanego przez małą ich grupkę. Komarów nie ma prawie wcale, jakieś pojedyncze sztuki więc nawet muggi dużo nie zużyłem. Dżungla o tej porze roku wygląda źle ale na szczęście owady nic sobie z tego nie robią, jest więcej ptaków tzn. lepiej je widać w przejrzystszej gęstwinie. Pewnym problemem przy połowach do ekranu jest wiatr. Ekrany są na małej wyrąbanej w dżungli polance ale i tak wieje. Mimo suchej pory często są burze, zwłaszcza późnym popołudniem, wtedy pada krótko ale intensywnie i potem robi się koszmarnie wilgotno. Wczoraj pierwszy raz temperatura spadła poniżej 30 stopni. Było 29,9 o trzeciej w nocy :-) jak wracałem z połowów. Wypijając litr piwa i trzy litry wody robi się raz dziennie "skromne" siku. Reszta wydalana przez skórę. Bywa ciężko ale ciekawie i naturalnie :-)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 06:33
autor: romanzamorski
Grzesiek, a jak z kwitnieniem roślin w porównaniu z październikiem? Czy cykady hałasują podobnie. W październiku po odgłosach dałoby się rozróżnić ze setkę gatunków lecz żadnego nie można było w gęstwinie dostrzec, ani nie leciały do ekranu. Jak to teraz wygląda?
Zawisak na fotce 006 to Opistoclanis hawkeri (Joicey & Talbot, 1921). Takiego gatunku jesienią tam nie widzieliśmy. Pozdrawiam i proszę o więcej fotek z terenu i ekranu.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 07:56
autor: Grzegorz Banasiak
Roman, załączam fotkę po pożarze trawy bambusowej. Wygląda to przygnębiająco musisz przyznać.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 10:26
autor: Aneta
018 - Tarsolepis sp. (Notodontidae)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: poniedziałek, 9 maja 2016, 11:01
autor: Grzegorz Banasiak
Aneta pisze:018 - Tarsolepis sp. (Notodontidae)
Dzięki. Dużo ich tu lata, zresztą garbatek jest tu cała masa...

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 10 maja 2016, 04:28
autor: Grzegorz Banasiak
Wczoraj wieczorem był duży wiatr to utrudniało pracę przy ekranach. Dzisiaj od rana wieje jeszcze gorzej, nie wiem jak będzie wieczorem. Do tego silnie się ochłodziło. Jest około 35 stopni ;-), tajowie chodzą w długich rękawach.

W związku z wiatrem motyli było mało (tzn. tych którymi byłem zainteresowany), chrząszczy więcej. Ta duża koza ze zdjęcia spowodowała, że schudłem chyba z kilogram w pogoni za nią, w ciemności, tylko z latarką, w krzaczorach i z kobrami w okolicy, gdzie każdy leżący większy patyk wydaje się atakującą kobrą :-) :-) Ale dopadłem gada. Początkowo jak latała myślałem, że to jakiś jelonek ale po obejrzeniu w zatruwaczce jelonek okazał się kozą.

Załączam jej zdjęcie oraz pierwszego wytrząśnięcia chrząszczy z zatruwaczek. Wydaje się, że okres na chrząszcze jest teraz dobry, specjaliści terenowcy pewnie by kosili dobry materiał a ja tylko co nieco z ekranu i czasem ze ściany, jeśli zdążę przed entomologami-gekonami :-)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 10 maja 2016, 10:48
autor: Ścinek
Duża koza ze zdjęcia to prawdopodobnie Dorysthenes (Paraphrus) granulosus (Thomson, 1860) ale może ktoś bardziej obyty z tamtejszymi kozami to potwierdzi :)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 10 maja 2016, 10:51
autor: Jacek Kurzawa
Wreszcie pojawiły się kozy na ekranie :jupi:

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 10 maja 2016, 11:01
autor: Grzegorz Banasiak
Jacek Kurzawa pisze:Wreszcie pojawiły się kozy na ekranie  :jupi:
Były od początku, tylko zdjęć nie robiłem. Myślę, że kózkarz miałby tu co teraz robić. Niestety na kózki mogę poświęcić niewielką część czasu, zresztą często nie wiem nawet czy dany okaz to kózka czy nie. Dzisiaj wieczorem będzie małe spotkanie. Wezmę zatruwaczkę. Na poprzednim nie miałem a sporo kózek łaziło po ścianach. Właśnie jest burza ale wiatr przestał wiać, może będzie lepiej niż wczoraj?

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 10 maja 2016, 13:32
autor: Jacek Kurzawa
Jak nie masz octanu to chyba najlepszym wyjściem będzie słoik z wódką, ewentualnie możesz też wykorzystać benzynę, która na krótki okres czasu spełni swoje zadanie w 100%. Mam w domu kózki przechowywane w ten sposób już 15 lat i nadają się do preparacji. Potem do transportu do Polski będziesz mógł benzynę wylać i owady będą na okres transportu zakonserwowane, luzem. Po powrocie płukanie w wodzie octem, ponieważ benzyna wysusza. A potem chyba najlepiej do alkoholu i telefon do przyjaciela :tel2:

To takie doraźne metody, lepsze niż ... pozostawianie owadów na wolności ;-) Po prostu bierz co jest :no: i powodzenia w tej łaźni parowej.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 10 maja 2016, 13:37
autor: Grzegorz Banasiak
Jacek Kurzawa pisze:Jak nie masz octanu to chyba najlepszym wyjściem będzie słoik z wódką, ewentualnie możesz też wykorzystać benzynę, która na krótki okres czasu spełni swoje zadanie w 100%. Mam w domu kózki przechowywane w ten sposób już 15 lat i nadają się do preparacji. Potem do transportu do Polski będziesz mógł benzynę wylać i owady będą na okres transportu zakonserwowane, luzem. Po powrocie płukanie w wodzie octem, ponieważ benzyna wysusza. A potem chyba najlepiej do alkoholu i telefon do przyjaciela  :tel2:

To takie doraźne metody, lepsze niż ... pozostawianie owadów na wolności ;-) Po prostu bierz co jest  :no: i powodzenia w tej łaźni parowej.
Mam nadzieję, że octanu wystarczy. Dzisiaj zapowiada się fajna noc. Wiatru nie ma ...

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 10 maja 2016, 18:52
autor: romanzamorski
Wiem ze swojego doświadczenia, że trucie octanem jest skuteczniejsze gdy stosuje się śladowe ilości tego specyfiku. Pod ekranem używam 4 - 5 zatruwaczek. Do zatruwaczki wkraplam 3-4 kropel octanu, zbieram do niej owady przez jakieś 15 minut i odstawiam. W ten sposób postępuję z kolejnymi zatruwaczkami. Jedna największa służy mi za magazyn, gdzie zsypuję owady z pozostałych zatruwaczek, zakraplam kilkoma kroplami octanu i szczelnie zamykam. Staram się nie zatruwać w jednym pojemniku motyli z innymi mniej delikatnymi owadami (np. chrząszcze czy pluskwiaki). Te ostatnie zatruwam w oddzielnej zatruwaczce. Owady duże i masywne uśmiercam zastrzykiem z amoniaku lub octanu. Zauważyłem, że "przelewanie" octanem zatruwaczek sprawia, że owady słabo się trują, a ścianki pojemnika mocno się roszą co wydatnie pogarsza jakość okazów.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: środa, 11 maja 2016, 12:49
autor: Grzegorz Banasiak
Dzisiaj burze i deszcz, chłodniej teraz tylko 30 stopni. Wilgotno jak w saunie, bezwietrznie.
Nadrobiłem porządkowanie i pranie. Wczorajszy uzysk chrząszczy na zdjęciach.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: piątek, 13 maja 2016, 08:16
autor: Grzegorz Banasiak
Wczorajsza noc była najlepsza z tych które tutaj spędziłem. Dwie fotki w załączeniu. Ekrany były oblegane przez młodzież co nieco utrudniało zbieranie.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: piątek, 13 maja 2016, 12:20
autor: Wujek Adam [†]
Dzisiaj będzie kolejny WEST na mojej działce, więc też odpalimy światło.

Ech, Grzegorzu, kiedy patrzę co Tobie przylatuje do ekranu, to zastanawiam się, czy nie powinniśmy poprzestać na odpaleniu samego grilla?! :D

Bardzo fajna relacja na bieżąco. :okok:
Ile czasu będzie trwała Twoja tegoroczna tajska wyprawa?

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: piątek, 13 maja 2016, 12:51
autor: Grzegorz Banasiak
Wujek Adam pisze:Dzisiaj będzie kolejny WEST na mojej działce, więc też odpalimy światło.
Ech, Grzegorzu, kiedy patrzę co Tobie przylatuje do ekranu, to zastanawiam się, czy nie powinniśmy poprzestać na odpaleniu samego grilla?!  :D
Bardzo fajna relacja na bieżąco.  :okok:
Ile czasu będzie trwała Twoja tegoroczna tajska wyprawa?
Światło też odpalajcie ;-)
Gdybyś do tych zdjęć zobaczył efekty uboczne w postaci ciągłego chodzenia w mokrych ubraniach, strumieniowego pocenia, upału takiego, że zastanawiasz się czy oddalić się 500 m. czy kilometr, żeby nie stracić przytomności, ciągłej uwagi czy leżący patyk to przypadkiem nie wąż itp. itd. to byś się lepiej poczuł.
Tu w Sakaerat jestem do poniedziałku (czyli w sumie 11dni) potem jadę do Bangkoku, jeden dzień na zakupy w China Town i w środę wracam. W sumie dwa tygodnie, na więcej nie mogę sobie pozwolić czasowo. Pobyt tutaj jest bardzo tani więc za minimalną pensję masz wikt i opierunek przez miesiąc. W Bangkoku też nie jest drogo, hotel który zarezerwowałem (2 noce + śniadania, free internet, klima) kosztuje 100 zł. za cały pobyt. Bus z Sakaerat do Bangkoku kosztuje 20 zł. + dodatkowe 10 zł. za duży bagaż - odległość 300 km. Żarcie do oporu w barze sushi - wszystkiego co jest - 50 zł., jutro tam jedziemy to jest w Korat, 70 km. stąd. Dojazd tam - 5 zł. Grill w przydrożnym barze z piwem dla trzech osób ok. 60 zł. ale taki full-wypas. Nasze czereśnie 130 zł./kg - opłaca się sprowadzić, można zrobić niezły biznes :-)

Zaczyna się pora deszczowa, codziennie po południu jest burza z ulewą i obserwuję, że jest ich coraz więcej.Wszystko zaczyna się zielenić i rosnąć jak szalone, po deszczu skolopendry (takie po 20-30 cm) szaleją i też musisz uważać, żeby nog nie pocharatały.
Wczoraj rozmawiałem ze znajomym przez telefon, powiedział, że w Polsce upał - 22 stopnie, jak to powiedziałem na stołówce to towarzystwo pękało z pół godziny :-)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: piątek, 13 maja 2016, 14:17
autor: Jurek Szypuła
Wujek Adam pisze:Dzisiaj będzie kolejny WEST na mojej działce, więc też odpalimy światło.

Ech, Grzegorzu, kiedy patrzę co Tobie przylatuje do ekranu, to zastanawiam się, czy nie powinniśmy poprzestać na odpaleniu samego grilla?!  :D

Bardzo fajna relacja na bieżąco.  :okok:
Ile czasu będzie trwała Twoja tegoroczna tajska wyprawa?

Dobrze że namiętnie czytuje wątek Grzegorza bo bym przegapił kolejny WEST :hahaha:
Co do tego co rozpalać to w przyszłym roku zorganizuj EAST i problem z głowy ;-)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 05:08
autor: Grzegorz Banasiak
Wczoraj połowów nie było, burza za burzą i lało jak z cebra. To tego wyroiły się mrówki z wielkimi skrzydłami i przy żarówkach na stołówce było od nich ciemno. Temperatura spadła do 23 stopni.
Dzisiaj wszystko wraca do normy rano było już 34 stopnie...

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 08:30
autor: L. Borowiec
Te "mrówki z wielkimi skrzydłami" to termity.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 08:44
autor: Grzegorz Banasiak
Lech Borowiec pisze:Te "mrówki z wielkimi skrzydłami" to termity.
Dzięki za sprostowanie. Ich ilość była tak duża, że siedzieliśmy w półmroku przy jednej żarówce, żeby dało się funkcjonować. Za to gekony miały ucztę.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 09:16
autor: Miłosz Mazur
Te spore "kupy gliny" rozsiane wzdłuż głównej drogi w Sakaerat to właśnie termitiery.
Tez pamiętam noce gdy było ich masakrycznie dużo, rano tworzyły dywan dosłownie wszędzie na werandzie i było wielkie zamiatanie ;)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 09:16
autor: romanzamorski
Fajne zawisaczki. O góry po prawej to nie łowiony na jesieni Clanis bilineata (Walker, 1866). W lewym dolnym rogu także nie spotkany jesienią Parum colligata (Walker, 1856). Pozostałe to: dwa Acosmeryx sp. (potrzebne okazy lub lepsze fotki), Callambulyx rubricosa (Walker, 1856) i Marumba dyras (Walker, 1856). Trzymaj tak dalej Grzechu. Pozdrawiam Romek.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 09:39
autor: Grzegorz Banasiak
Sprzed chwili, zdjęty z drzewa.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 12:54
autor: Antek Kwiczala †
Ostatni zawisak to Psilogramma sp. (incerta lub menephron)

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: sobota, 14 maja 2016, 14:24
autor: romanzamorski
Raczej P. menephron. Takie leciały nam pół roku temu.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: niedziela, 15 maja 2016, 03:36
autor: Grzegorz Banasiak
Ostatnia noc łapania za mną. Była rewelacyjna. Gdyby nie koniec octanu wziąłbym więcej chrząszczy, kózki leciały jak głupie, inne chrząszcze zresztą też. Zawisaki leciały setkami, wreszcie jakaś pawica się pojawiła. Założony cel całościowo został osiągnięty a w zakresie Coleoptera przekroczony.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: niedziela, 15 maja 2016, 10:36
autor: Orish
Urozmaicona i interesująca relacja :brawo: Tak trzymać, chętnie obejrzałbym o wiele więcej zdjęć Cerambycidae, z natury (czyli pewnie z ekranu :P ) lub spreparowanych - obojętnie.

Gdyby tylko była to Palearktyka, to czytając Twoje informacje m.in. o łatwości dostania się w to miejsce gdy jest się pracownikiem naukowym/doktorantem oraz o wynikach (zapewne tylko małej części) czy też cenach w Tajlandii, na pewno poważnie rozważyłbym odwiedzenie tego kraju i bazy :mysl:

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: niedziela, 15 maja 2016, 13:59
autor: Antek Kwiczala †
pawica to zapewne Samia canningii , bo tylko ten gatunek jest wykazywany z Tajlandii z rodzaju Samia.
zawisak na drugiej fotce to Dolbina inexacta.
na trzeciej fotce, oprócz zawisaka Marumba sp. (M. dryas?) jest ciekawy zawisak Craspedortha porphyria.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 17 maja 2016, 18:36
autor: romanzamorski
Craspedortha porphyria owszem jest ciekawym gatunkiem. Przed zeszłorocznym wyjazdem z Grześkiem do Sakaerat kupowałem na ebay od Wietnamczyków ten gatunek za niemałe jak na zawisaki pieniądze. Może rok po tych zakupach, w październiku 2015 roku sam obserwowałem na ekranie w Sakaerat co wieczór od kilku do kilkunastu osobników. Marumba - to na pewno dyras. Leciały pojedynczo. Dolbina inexacta był conocnym gościem na ekranie. Chyba najpospolitszy zawisak wtedy i tam.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: wtorek, 17 maja 2016, 19:41
autor: Grzegorz Banasiak
Jestem już w Bangkoku, po zakupach w China Town nogi wrosły mi w ... no powiedzmy miednicę, wylałem hektolitry potu i tyleż wypiłem czego tylko się dało. Teraz spakowany w klimatyzowanym pokoju dochodzę do siebie. Tutaj już 0:40 więc czas spać, 7:30 szybkie śniadanie, 8:00 taksówka na lotnisko Suvarnabhumi i fru... do tej zimnicy :laugh:

Do zbaczenia.

Re: Grzegorz w klapkach przez bezdroża Tajlandii

: środa, 18 maja 2016, 15:38
autor: Antek Kwiczala †
kupowałem na ebay od Wietnamczyków ten gatunek za niemałe jak na zawisaki pieniądze
Może ebay jest taki drogi, bo na stronie "The Insect Collector" ( http://www.theinsectcollector.com/acata ... gidae.html ) samczyk A1 kosztuje 9.00€ co wydaje się rozsądną ceną.