Węgry 18-21 V 2016
: środa, 8 czerwca 2016, 14:08
W dniach 18-21 maja br. byłem na wycieczce na Węgrzech. Był to typowy wyjazd grona dobrze się znających pracowników firmy. Klimat takich wyjazdów jest powszechnie znany.
Celem wycieczki było zwiedzenie Egeru i Budapesztu oraz pobyt w kompleksie basenów termalnych pod Egerem (Egerszalók).
Dla entomologa nie jest to komfortowa sytuacja. Zebranie materiału i obserwacja „inności” entomologicznych w tym nieodległym kraju wydaje się mocno ograniczone. Trzeba łapać chwile! Na znalezienie „czegokolwiek” pozostaje jedynie czas wolny, który w ciągu dnia jest ograniczony do 2-3 godzin. Pozostają jeszcze godziny poranne – przed śniadaniem. Pora wieczorna odpada bo zmęczenie związane z przedeptywaniem kolejnych punktów zwiedzania oraz degustacja znakomitych, miejscowych win na to nie pozwala.
Mogłem zrezygnować z pobytu w termach i to zrobiłem choć decyzja nie była łatwa. Podsumowując nie żałuję tej decyzji. Termy zlokalizowane są w otoczeniu malowniczych wzgórz na których rozciągają się winnice ale również miejsca niezagospodarowane – skarpy przy drogach, skraje młodych, rachitycznych lasków dębowych oraz murawy, mniej lub bardziej porośnięte głogami. Spodziewałem się w tych miejscach m.in. ciekawszych bogatków ale królowała tam niepodzielnie Antaxia nitidula. Udało się jednak znaleźć również A. olympica oraz opiętka Agrilus – jeszcze nie oznaczonego. Z kózek liczna była jedynie Stenurella nigra i Agapanthia violacea. Pojedynczo trafiały się Dorcadion atethiops, znalazłem też szczątki D. pedestre. Najbardziej ucieszyło mnie znalezienie Sisyphus schaefferi. Dla znawców tej rodziny to żadna gratka ale dla mnie to fajny souvenir z Węgier. Zebrałem ponadto trochę drobnych chrząszczy z kilku rodzin z nadzieją, że będzie tam coś ciekawego. Te muszą trochę poczekać. Może przyjdzie moment kiedy się nad nimi pochylę...
Po kąpielach termalnych kolejną atrakcją w drodze do Budapesztu był krótki pobyt w Dolinie Pięknej Pani (Szépasszony-völgy) gdzie u podstawy wzgórz są piwnice, w których można degustować i zakupić miejscowe gatunki win. Na ścianie jednej z piwnic znalazłem Anthelephila pedestris – pięknego przedstawiciela Anthicidae. To dla mnie kolejny ciekawy gatunek tej rodziny.
Po krótkiej budapesztańskiej nocy w hotelu Vitta Hotel Superior wybrałem się już o 6 rano w kierunku doliny Dunaju, w miejsce gdzie mieścił się kiedyś jakiś zakład przemysłowy. To kilkuhektarowy plac po wyburzeniach sprzed 2-3 lat. Na miejscu zastałem otwartą bramę i „kolorowe” od kwiatów siedlisko ruderalne. Zebrałem trochę biegaczowatych, w tym strzela Brachinus, ryjkowce i kilka kusaków. Po ok. 1,5 godz. wróciłem do hotelu – już ok. 8 robiło się w Budapeszcie gorąco. Śniadanie tego dnia smakowało lepiej...
Cały dzień zwiedzaliśmy centrum Budapesztu oraz wjechaliśmy na Górę Gelerta (Gellért-hegy), skąd roztacza się fantastyczny widok na położone nad Dunajem miasto. W centrum było trudno cokolwiek „wypatrzeć” ale na kwiatach głogów znalazłem mrzyki Anthrenus. Na trawach skwerów, wśród monumentalnych budowli rozwijają się zapewne Pentodon idiota, bo znalazłem jednego, maszerującego sobie między samochodami na ulicy.
Górę Gelerta odwiedza wielu turystów. Tam też na zaludnionym trakcie znalazłem kolejnego strzela Brachinus oraz znaną już spod Egeru A. olympica.
Kolejna krótka noc i kolejny poranny marsz – tym razem szybszy, bo zamierzałem dotrzeć nad sam Dunaj. Warto było tam być choć tylko przez godzinę, bo niestety śniadanie trzeba było zjeść i realizować zaplanowany dla grupy program.
Widziałem w kraju trochę lasów łęgowych, głównie w dolinie Wisły i Pilicy. Do naszych czasów przetrwały skąpe resztki dobrze zachowanych siedlisk. Nie spodziewałem się znaleźć wartościowych łęgów na Węgrzech. Widząc potężne statki na Dunaju byłem pewien, że tu już nie znajdę okresowo zalewanych, starych łęgów...Dotarłem do skraju zadrzewień i do tablicy informującej, że jest to obszar chroniony (Mocsáros-dűlő). Zagłębiłem się początkowo w zarośla tworzone głównie przez klon jesionolistny. Po chwili znalazłem się w starym łęgu wierzbowo-topolowym. Drzewa posiadały ogromne rozmiary, nie brakowało również martwego drewna. Takiej ilości potężnych drzew porastających stosunkowo niewielką powierzchnię jeszcze nie widziałem. Zwracała uwagę duża ilość dziupli. Niestety nie było czasu na ich penetrowanie. Pod leżącą kłodą znalazłem jedynie drobne biegacze. Co ciekawe na wielu drzewach owocowały żółciaki siarkowe i były one pozyskiwane przez miejscowych. Wszędzie widniały ślady ich ścinania. To prawda – grzyb jest jadalny ale nie sądzę aby miał on w Polsce wielu smakoszy. Kilkakrotnie w swoim życiu słyszałem opinię, że Węgrzy nie zbierają grzybów...
W drodze powrotnej do hotelu znalazłem jeszcze gnilika Hister illigieri, a to gatunek, którego jak dotąd nie widziałem. Na mijanym siedlisku ruderalnym z daleka zauważyłem dosłownie wirujące kwiaty maków polnych. Z bliska okazało się to nalotem na nie pszczół zadrzechni Xylocopa. Wiotkie łodygi maków nie były w stanie utrzymać dużych pszczół...
Przed południem skończyliśmy zwiedzanie Budapesztu udając się w podróż powrotną do Polski. W drodze powrotnej odwiedziliśmy malownicze miasteczko Szentendrei - położone w zakolu Dunaju. Po zwiedzaniu ogłoszono 2-godzinny czas wolny, więc wybrałem się nad rzekę. Wstępnie zebrałem trochę materiału pod martwym drewnem i jeszcze postanowiłem spenetrować żwirowisko. Liczyłem na sprężyki z rodzaju Zorochros. Udało się znaleźć tylko jednego osobnika ale z tego też byłem zadowolony...To był ostatni chrząszcz zebrany przeze mnie na wycieczce. Spóźniłem się na zbiórkę przed wyjazdem (po raz drugi) ale reprymendę Pani pilotki i kierowców przyjąłem obojętnie. Istotne dla mnie było to, że w sumie udało się zrealizować to co założyłem sobie przed wyjazdem analizując mapy i typując potencjalnie dobre miejsca do poszukiwania owadów.
Marek
Celem wycieczki było zwiedzenie Egeru i Budapesztu oraz pobyt w kompleksie basenów termalnych pod Egerem (Egerszalók).
Dla entomologa nie jest to komfortowa sytuacja. Zebranie materiału i obserwacja „inności” entomologicznych w tym nieodległym kraju wydaje się mocno ograniczone. Trzeba łapać chwile! Na znalezienie „czegokolwiek” pozostaje jedynie czas wolny, który w ciągu dnia jest ograniczony do 2-3 godzin. Pozostają jeszcze godziny poranne – przed śniadaniem. Pora wieczorna odpada bo zmęczenie związane z przedeptywaniem kolejnych punktów zwiedzania oraz degustacja znakomitych, miejscowych win na to nie pozwala.
Mogłem zrezygnować z pobytu w termach i to zrobiłem choć decyzja nie była łatwa. Podsumowując nie żałuję tej decyzji. Termy zlokalizowane są w otoczeniu malowniczych wzgórz na których rozciągają się winnice ale również miejsca niezagospodarowane – skarpy przy drogach, skraje młodych, rachitycznych lasków dębowych oraz murawy, mniej lub bardziej porośnięte głogami. Spodziewałem się w tych miejscach m.in. ciekawszych bogatków ale królowała tam niepodzielnie Antaxia nitidula. Udało się jednak znaleźć również A. olympica oraz opiętka Agrilus – jeszcze nie oznaczonego. Z kózek liczna była jedynie Stenurella nigra i Agapanthia violacea. Pojedynczo trafiały się Dorcadion atethiops, znalazłem też szczątki D. pedestre. Najbardziej ucieszyło mnie znalezienie Sisyphus schaefferi. Dla znawców tej rodziny to żadna gratka ale dla mnie to fajny souvenir z Węgier. Zebrałem ponadto trochę drobnych chrząszczy z kilku rodzin z nadzieją, że będzie tam coś ciekawego. Te muszą trochę poczekać. Może przyjdzie moment kiedy się nad nimi pochylę...
Po kąpielach termalnych kolejną atrakcją w drodze do Budapesztu był krótki pobyt w Dolinie Pięknej Pani (Szépasszony-völgy) gdzie u podstawy wzgórz są piwnice, w których można degustować i zakupić miejscowe gatunki win. Na ścianie jednej z piwnic znalazłem Anthelephila pedestris – pięknego przedstawiciela Anthicidae. To dla mnie kolejny ciekawy gatunek tej rodziny.
Po krótkiej budapesztańskiej nocy w hotelu Vitta Hotel Superior wybrałem się już o 6 rano w kierunku doliny Dunaju, w miejsce gdzie mieścił się kiedyś jakiś zakład przemysłowy. To kilkuhektarowy plac po wyburzeniach sprzed 2-3 lat. Na miejscu zastałem otwartą bramę i „kolorowe” od kwiatów siedlisko ruderalne. Zebrałem trochę biegaczowatych, w tym strzela Brachinus, ryjkowce i kilka kusaków. Po ok. 1,5 godz. wróciłem do hotelu – już ok. 8 robiło się w Budapeszcie gorąco. Śniadanie tego dnia smakowało lepiej...
Cały dzień zwiedzaliśmy centrum Budapesztu oraz wjechaliśmy na Górę Gelerta (Gellért-hegy), skąd roztacza się fantastyczny widok na położone nad Dunajem miasto. W centrum było trudno cokolwiek „wypatrzeć” ale na kwiatach głogów znalazłem mrzyki Anthrenus. Na trawach skwerów, wśród monumentalnych budowli rozwijają się zapewne Pentodon idiota, bo znalazłem jednego, maszerującego sobie między samochodami na ulicy.
Górę Gelerta odwiedza wielu turystów. Tam też na zaludnionym trakcie znalazłem kolejnego strzela Brachinus oraz znaną już spod Egeru A. olympica.
Kolejna krótka noc i kolejny poranny marsz – tym razem szybszy, bo zamierzałem dotrzeć nad sam Dunaj. Warto było tam być choć tylko przez godzinę, bo niestety śniadanie trzeba było zjeść i realizować zaplanowany dla grupy program.
Widziałem w kraju trochę lasów łęgowych, głównie w dolinie Wisły i Pilicy. Do naszych czasów przetrwały skąpe resztki dobrze zachowanych siedlisk. Nie spodziewałem się znaleźć wartościowych łęgów na Węgrzech. Widząc potężne statki na Dunaju byłem pewien, że tu już nie znajdę okresowo zalewanych, starych łęgów...Dotarłem do skraju zadrzewień i do tablicy informującej, że jest to obszar chroniony (Mocsáros-dűlő). Zagłębiłem się początkowo w zarośla tworzone głównie przez klon jesionolistny. Po chwili znalazłem się w starym łęgu wierzbowo-topolowym. Drzewa posiadały ogromne rozmiary, nie brakowało również martwego drewna. Takiej ilości potężnych drzew porastających stosunkowo niewielką powierzchnię jeszcze nie widziałem. Zwracała uwagę duża ilość dziupli. Niestety nie było czasu na ich penetrowanie. Pod leżącą kłodą znalazłem jedynie drobne biegacze. Co ciekawe na wielu drzewach owocowały żółciaki siarkowe i były one pozyskiwane przez miejscowych. Wszędzie widniały ślady ich ścinania. To prawda – grzyb jest jadalny ale nie sądzę aby miał on w Polsce wielu smakoszy. Kilkakrotnie w swoim życiu słyszałem opinię, że Węgrzy nie zbierają grzybów...
W drodze powrotnej do hotelu znalazłem jeszcze gnilika Hister illigieri, a to gatunek, którego jak dotąd nie widziałem. Na mijanym siedlisku ruderalnym z daleka zauważyłem dosłownie wirujące kwiaty maków polnych. Z bliska okazało się to nalotem na nie pszczół zadrzechni Xylocopa. Wiotkie łodygi maków nie były w stanie utrzymać dużych pszczół...
Przed południem skończyliśmy zwiedzanie Budapesztu udając się w podróż powrotną do Polski. W drodze powrotnej odwiedziliśmy malownicze miasteczko Szentendrei - położone w zakolu Dunaju. Po zwiedzaniu ogłoszono 2-godzinny czas wolny, więc wybrałem się nad rzekę. Wstępnie zebrałem trochę materiału pod martwym drewnem i jeszcze postanowiłem spenetrować żwirowisko. Liczyłem na sprężyki z rodzaju Zorochros. Udało się znaleźć tylko jednego osobnika ale z tego też byłem zadowolony...To był ostatni chrząszcz zebrany przeze mnie na wycieczce. Spóźniłem się na zbiórkę przed wyjazdem (po raz drugi) ale reprymendę Pani pilotki i kierowców przyjąłem obojętnie. Istotne dla mnie było to, że w sumie udało się zrealizować to co założyłem sobie przed wyjazdem analizując mapy i typując potencjalnie dobre miejsca do poszukiwania owadów.
Marek