Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Pewnego dnia padła na forum luźna propozycja rzucona w eter ze strony Wujka Adama nt. wyjazdu w Bieszczady.
Długo się nie zastanawiając doszedłem do wniosku, że warto wziąć udział, tym bardziej pasowały mi możliwe terminy (chodzi o polowanie na Cerambycidae).
Ja mam auto, on obeznanie w terenie oraz wiedzę o kozach. Lekkie korekty w terminie i po okresie ok. 1,5 tyg. wyjechaliśmy na
wycieczkę w dniach od 1. do końca 4. sierpnia. Niestety więcej chętnych na forum nie było, a szkoda! Niech żałują
Plan wyjazdu (spontaniczne decyzje wynikające z potrzeby - chociaż nie, Siekierezada była stalowym punktem, jednak bez ścisłego umieszczenia w czasie ) rysował się następująco :
1. Owady - nocleg
2. Owady - nocleg
3. Wypad do Słowacji - nocleg
4. Owady - powrót do domu
Więc jak widać, bez specjalnie rozbudowanych planów.
Jak wyglądało to w praktyce. Pierwszego dnia wyjechałem samochodem do Rzeszowa. Około godziny 10 byłem na miejscu żeby zgarnąć do mojej "fury" Wujka Adama.
Planowo ze stolicy Podkarpacia jechaliśmy na Barwinek, tam krótki postój na coś do przekąszenia (nt. tamtego jedzenia się nie wypowiem, jeszcze miałem swoje zapasy )
Potem zawitaliśmy po słowackiej stronie granicy. Tam bez szału... Choć! Pierwsza w moim życiu Aromia Po krótkiej obserwacji wracamy do Polski. Zaraz za wyjazdem z zagranicy stos drewna bukowego. Na nim piękna samiczka Rosali. Obserwowaliśmy jedyną sztukę na tej składnicy ale za to jakże wyrośniętą! Piękny zwierz!
Następnie wyprawa na trasę Duszatyn - Mików. Tam skucha. Jedynie śliczna ruda Orzesznica przywitała mnie wielkimi ślepiami. Składnice jakieś opuszczone, drewna mało, drogi lipne ale tu okazalo się, że stare auto i młody kierowca to dobre połączenie na tych wertepach
Ostatecznie obeznanie z terenami okolic Przełęczy Żebrak. Tu miłe zaskoczenie różnorodnością i ilością drewna na mygłach. Niestety co do owadów susza. Przy retorcie na niepozornych, bukowych badylach siedział niewielki Aegomorphus clavipes. Dojechaliśmy tam jednak już późną porą więc zdecydowaliśmy się na szukanie noclegu.
Chcieliśmy jechać do Cisnej ale po drodze znaleźliśmy lokum w gospodarstwie agroturystycznym w Woli Michowej. Mili właściciele, córa niczego sobie. Warunki bardzo średnie. Gdyby nie tłukące się ćmy w pokoju uszłoby. Trafiliśmy na turnus dzieci z domu dziecka w Łodzi, jeśli mnie pamięć nie myli. Dowiedziały się coś o owadach, pooglądały nocne "robactwo". Ogólnie było fajnie. Adam może coś opowie o świeceniu nocami i uzupełni relacje zdjęciami, stopniowo
Tak minął dzień pierwszy wyprawy.
CDN...
Długo się nie zastanawiając doszedłem do wniosku, że warto wziąć udział, tym bardziej pasowały mi możliwe terminy (chodzi o polowanie na Cerambycidae).
Ja mam auto, on obeznanie w terenie oraz wiedzę o kozach. Lekkie korekty w terminie i po okresie ok. 1,5 tyg. wyjechaliśmy na
wycieczkę w dniach od 1. do końca 4. sierpnia. Niestety więcej chętnych na forum nie było, a szkoda! Niech żałują
Plan wyjazdu (spontaniczne decyzje wynikające z potrzeby - chociaż nie, Siekierezada była stalowym punktem, jednak bez ścisłego umieszczenia w czasie ) rysował się następująco :
1. Owady - nocleg
2. Owady - nocleg
3. Wypad do Słowacji - nocleg
4. Owady - powrót do domu
Więc jak widać, bez specjalnie rozbudowanych planów.
Jak wyglądało to w praktyce. Pierwszego dnia wyjechałem samochodem do Rzeszowa. Około godziny 10 byłem na miejscu żeby zgarnąć do mojej "fury" Wujka Adama.
Planowo ze stolicy Podkarpacia jechaliśmy na Barwinek, tam krótki postój na coś do przekąszenia (nt. tamtego jedzenia się nie wypowiem, jeszcze miałem swoje zapasy )
Potem zawitaliśmy po słowackiej stronie granicy. Tam bez szału... Choć! Pierwsza w moim życiu Aromia Po krótkiej obserwacji wracamy do Polski. Zaraz za wyjazdem z zagranicy stos drewna bukowego. Na nim piękna samiczka Rosali. Obserwowaliśmy jedyną sztukę na tej składnicy ale za to jakże wyrośniętą! Piękny zwierz!
Następnie wyprawa na trasę Duszatyn - Mików. Tam skucha. Jedynie śliczna ruda Orzesznica przywitała mnie wielkimi ślepiami. Składnice jakieś opuszczone, drewna mało, drogi lipne ale tu okazalo się, że stare auto i młody kierowca to dobre połączenie na tych wertepach
Ostatecznie obeznanie z terenami okolic Przełęczy Żebrak. Tu miłe zaskoczenie różnorodnością i ilością drewna na mygłach. Niestety co do owadów susza. Przy retorcie na niepozornych, bukowych badylach siedział niewielki Aegomorphus clavipes. Dojechaliśmy tam jednak już późną porą więc zdecydowaliśmy się na szukanie noclegu.
Chcieliśmy jechać do Cisnej ale po drodze znaleźliśmy lokum w gospodarstwie agroturystycznym w Woli Michowej. Mili właściciele, córa niczego sobie. Warunki bardzo średnie. Gdyby nie tłukące się ćmy w pokoju uszłoby. Trafiliśmy na turnus dzieci z domu dziecka w Łodzi, jeśli mnie pamięć nie myli. Dowiedziały się coś o owadach, pooglądały nocne "robactwo". Ogólnie było fajnie. Adam może coś opowie o świeceniu nocami i uzupełni relacje zdjęciami, stopniowo
Tak minął dzień pierwszy wyprawy.
CDN...
- Wujek Adam [†]
- Posty: 3305
- Rejestracja: środa, 30 maja 2007, 20:17
- UTM: DC98
- Specjalność: Cerambycidae
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
A cóż ja mogę powiedzieć, i przy tym opowieści nie zepsuć, skoro Ci tak dobrze idzie Tempeliku?
Co najwyżej mogę z leksza na wstępie zarżnąć temat i zdradzić, że podczas naszej wyprawy odnotowaliśmy łącznie 27 gatunków Cerambycidae (z czego 3 oznaczyliśmy po żerowiskach). Czyli szału nie było, ale i porażki też nie.
... i o nocnym świeceniu lepiej nie wspominaj, bo dwukrotnie dałem plamę polując na fajne wstęgówki, które mnie przechytrzyły!
... choć 2 exx. C. fulmninea jednak wpadły w moje ręce!
Opowiedz lepiej o naszym drugim bieszczadzkim dniu, a ja fotograficznie zobrazuje tło wydarzeń.
Co najwyżej mogę z leksza na wstępie zarżnąć temat i zdradzić, że podczas naszej wyprawy odnotowaliśmy łącznie 27 gatunków Cerambycidae (z czego 3 oznaczyliśmy po żerowiskach). Czyli szału nie było, ale i porażki też nie.
... i o nocnym świeceniu lepiej nie wspominaj, bo dwukrotnie dałem plamę polując na fajne wstęgówki, które mnie przechytrzyły!
... choć 2 exx. C. fulmninea jednak wpadły w moje ręce!
Opowiedz lepiej o naszym drugim bieszczadzkim dniu, a ja fotograficznie zobrazuje tło wydarzeń.
- Załączniki
- Bieszczady 2013_01.JPG (144.42 KiB) Przejrzano 7263 razy
- Bieszczady 2013_02.JPG (201.47 KiB) Przejrzano 7263 razy
- Bieszczady 2013_03.JPG (257.71 KiB) Przejrzano 7263 razy
- Bieszczady 2013_04.JPG (131.86 KiB) Przejrzano 7263 razy
- Bieszczady 2013_05.JPG (116.26 KiB) Przejrzano 7263 razy
- Bieszczady 2013_06.JPG (54.39 KiB) Przejrzano 7263 razy
- Bieszczady 2013_07.JPG (170.67 KiB) Przejrzano 7263 razy
- Dispar
- Posty: 1391
- Rejestracja: środa, 4 kwietnia 2007, 21:55
- UTM: FC18
- Specjalność: Geometridae
- Lokalizacja: Łosice
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
A co na ten Wasz wyjazd miała do powiedzenia Pani L. aurulenta ??? Przywitała się czy nie ??
- Wujek Adam [†]
- Posty: 3305
- Rejestracja: środa, 30 maja 2007, 20:17
- UTM: DC98
- Specjalność: Cerambycidae
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Niestety, Disparze!
Vihorlat przywitał nas upałem, przysychającą roślinnością i ogólnym brakiem kózek.
Wydawało się, że w tym roku fenologicznie jest już zbyt późno, aby coś tam ciekawego z Cerambycidów znaleźć.
Za to Callimorpha quadripunctaria trafiała się obficie!
Vihorlat przywitał nas upałem, przysychającą roślinnością i ogólnym brakiem kózek.
Wydawało się, że w tym roku fenologicznie jest już zbyt późno, aby coś tam ciekawego z Cerambycidów znaleźć.
Za to Callimorpha quadripunctaria trafiała się obficie!
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Ciąg dalszy relacji.
Dzień drugi obfitował w ciekawostki (moim skromnym zdaniem). Niestety córka właścicieli się nie objawiła. Mówiła coś o chęci natarcia na SGGW więc może kiedyś... To na tyle z off-topowych wspomnień czas na konkrety.
Wyruszyliśmy na składnicę nieopodal noclegu. Z kóz znalazłem tylko martwego Arhopalus rusticus, nie pamiętam żeby coś jeszcze wpadło. Jednak zaszczycił nas rozmową ciekawski pracownik LP.
Młody mężczyzna, fotograf. Od niego dowiedzieliśmy się o kilku ciekawych miejscówkach. Była godzina ok. 10 rano więc słońce nie oświetlało znacznej ilości składnic położonych na wschodniej stronie dróg leśnych. Omijaliśmy je żeby mieć coś ciekawego do obejrzenia na drogę powrotną. Tak oto zwiedzaliśmy znaczną część dnia okolice Woli Michowej.
Trafiliśmy na znaczny skład drewna różnogatunkowego. Były świerki, modrzewie, sosny oraz brzoza i buk. Ku naszemu zdziwieniu nadobnic brak, żerdzianek ani widu ani słychu. Jednak był tam nasz znajomy ze składnicy o którym wspomniałem wyżej. Opowiadał o spotkanych chrząszczach na tych terenach, o słabym roku w odniesieniu do występowania owadów.
Nagle któryś z naszej trójki zobaczył sporą żerdziankę Monochamus sartor. Po pierwszym imago pojawiły się następne, dość licznie, różnej płci i w różnym stanie (o kompletności mowa ). Trafiła się samica M. sutor. Na wspomnianej prędzej brzozie spotkaliśmy X. rusicus, A. clavipes. Najmniej spodziewanym gościem naszej wyprawy był bogatek upamiętniony na zdjęciach: Eurythyrea austriaca. Co ciekawsze nie był tak ruchliwy jak reszta tej rodziny, a zdołało mi zwiać tego dnia kilka imagines różnych bogatków zanim się im przyjrzałem, od Agrillus'ów począwszy, a na Chrysobotris'ach skończywszy.
Następnie wracając kierowaliśmy się na Roztoki Górne. Po drodze spotkaliśmy parę stosów z nadobnicą jednak tylko na jednym występowała licznie (jak na ten rok) doliczyliśmy się nastu sztuk jeśli mnie pamięć nie myli.Gdzieś po drodze ukazał się spory samiec. Populacje były słabe, małe imagines ale ujrzeliśmy jednego samca ciekawszego (według mnie) ponieważ nie posiadał ostatniej pary plam na pokrywach. Rosalia równie szybko znikała w głębi stosu jak się pojawiała.
Jadąc na Roztoki G. odłowiłem pierwszą Paracorymbię tesserulę bez kropek, Wujek Adam wyczaił na baldachach wonnicę czarną jak węgiel.
Ten dzień był o wiele ciekawszy pod względem entomologicznym niż poprzedni, a sporo gatunków Cerambycidae kopulowało. Był to również drugi dzień w którym przekroczyliśmy granicę Polsko-słowacką.
Nocleg znaleźliśmy w Cisnej. W schronisku. Taniej, warunki adekwatniejsze do ceny niż w noclegowni prędzej. Wieczór spędzony na uzupełnieniu sił oraz słuchaniu muzyki w "Siekierezadzie".
Chwila nocnego spacerku żeby sprawdzić co na asfalcie wypoczywa. Przy stacji benzynowej nawinął się Prionus coriarius, trochę później 2exx. Carabus granulatus.
Powrót do schroniska, sprawdzenie żarówy czy coś przyleciało i spać
Koniec dnia drugiego naszych bieszczadzkich eksploracji.
Jutro krótko o skwarze w Słowacji
Dzień drugi obfitował w ciekawostki (moim skromnym zdaniem). Niestety córka właścicieli się nie objawiła. Mówiła coś o chęci natarcia na SGGW więc może kiedyś... To na tyle z off-topowych wspomnień czas na konkrety.
Wyruszyliśmy na składnicę nieopodal noclegu. Z kóz znalazłem tylko martwego Arhopalus rusticus, nie pamiętam żeby coś jeszcze wpadło. Jednak zaszczycił nas rozmową ciekawski pracownik LP.
Młody mężczyzna, fotograf. Od niego dowiedzieliśmy się o kilku ciekawych miejscówkach. Była godzina ok. 10 rano więc słońce nie oświetlało znacznej ilości składnic położonych na wschodniej stronie dróg leśnych. Omijaliśmy je żeby mieć coś ciekawego do obejrzenia na drogę powrotną. Tak oto zwiedzaliśmy znaczną część dnia okolice Woli Michowej.
Trafiliśmy na znaczny skład drewna różnogatunkowego. Były świerki, modrzewie, sosny oraz brzoza i buk. Ku naszemu zdziwieniu nadobnic brak, żerdzianek ani widu ani słychu. Jednak był tam nasz znajomy ze składnicy o którym wspomniałem wyżej. Opowiadał o spotkanych chrząszczach na tych terenach, o słabym roku w odniesieniu do występowania owadów.
Nagle któryś z naszej trójki zobaczył sporą żerdziankę Monochamus sartor. Po pierwszym imago pojawiły się następne, dość licznie, różnej płci i w różnym stanie (o kompletności mowa ). Trafiła się samica M. sutor. Na wspomnianej prędzej brzozie spotkaliśmy X. rusicus, A. clavipes. Najmniej spodziewanym gościem naszej wyprawy był bogatek upamiętniony na zdjęciach: Eurythyrea austriaca. Co ciekawsze nie był tak ruchliwy jak reszta tej rodziny, a zdołało mi zwiać tego dnia kilka imagines różnych bogatków zanim się im przyjrzałem, od Agrillus'ów począwszy, a na Chrysobotris'ach skończywszy.
Następnie wracając kierowaliśmy się na Roztoki Górne. Po drodze spotkaliśmy parę stosów z nadobnicą jednak tylko na jednym występowała licznie (jak na ten rok) doliczyliśmy się nastu sztuk jeśli mnie pamięć nie myli.Gdzieś po drodze ukazał się spory samiec. Populacje były słabe, małe imagines ale ujrzeliśmy jednego samca ciekawszego (według mnie) ponieważ nie posiadał ostatniej pary plam na pokrywach. Rosalia równie szybko znikała w głębi stosu jak się pojawiała.
Jadąc na Roztoki G. odłowiłem pierwszą Paracorymbię tesserulę bez kropek, Wujek Adam wyczaił na baldachach wonnicę czarną jak węgiel.
Ten dzień był o wiele ciekawszy pod względem entomologicznym niż poprzedni, a sporo gatunków Cerambycidae kopulowało. Był to również drugi dzień w którym przekroczyliśmy granicę Polsko-słowacką.
Nocleg znaleźliśmy w Cisnej. W schronisku. Taniej, warunki adekwatniejsze do ceny niż w noclegowni prędzej. Wieczór spędzony na uzupełnieniu sił oraz słuchaniu muzyki w "Siekierezadzie".
Chwila nocnego spacerku żeby sprawdzić co na asfalcie wypoczywa. Przy stacji benzynowej nawinął się Prionus coriarius, trochę później 2exx. Carabus granulatus.
Powrót do schroniska, sprawdzenie żarówy czy coś przyleciało i spać
Koniec dnia drugiego naszych bieszczadzkich eksploracji.
Jutro krótko o skwarze w Słowacji
-
- Posty: 5057
- Rejestracja: wtorek, 4 grudnia 2007, 13:09
- UTM: FB68
- Specjalność: Sesiidae
- Lokalizacja: Hańsk
- Podziękowano: 4 times
- Wujek Adam [†]
- Posty: 3305
- Rejestracja: środa, 30 maja 2007, 20:17
- UTM: DC98
- Specjalność: Cerambycidae
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Czytam, i norrrmalnie mam wrażenie, jakbym tam był!
Masz bardzo dobrą pamięć do detali, Tempeliku.
I choć podobno każda dobra historia warta jest ubarwienia, to radzisz tu sobie doskonale bez koloryzacji!
W uzupełnieniu rzeknę jeszcze o niepojedynczo spotkanych osobnikach Stictoleptura scutellata, oraz o zastanawiającym braku takich gatunków jak np. Pachyta quadrimaculata, Carilia virginea, Callidium coriaceum, Clytus lama czy Cyrtoclytus capra.
I co nieco zobrazuję, a Ty pisz dalej!
Masz bardzo dobrą pamięć do detali, Tempeliku.
I choć podobno każda dobra historia warta jest ubarwienia, to radzisz tu sobie doskonale bez koloryzacji!
W uzupełnieniu rzeknę jeszcze o niepojedynczo spotkanych osobnikach Stictoleptura scutellata, oraz o zastanawiającym braku takich gatunków jak np. Pachyta quadrimaculata, Carilia virginea, Callidium coriaceum, Clytus lama czy Cyrtoclytus capra.
I co nieco zobrazuję, a Ty pisz dalej!
- Załączniki
- Bieszczady 2013_08.JPG (180.49 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_09.JPG (179.76 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_10.JPG (122.06 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_11.JPG (188.54 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_12.JPG (139.22 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_13.JPG (121.54 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_14.JPG (141.37 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_15.JPG (165.58 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_16.JPG (200.11 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Bieszczady 2013_17.JPG (213.47 KiB) Przejrzano 6840 razy
- Przemek Zięba
- Posty: 1363
- Rejestracja: środa, 14 grudnia 2011, 10:29
- Kontakt:
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Niestety byłem dosłownie 2 tygodnie przed Wami i tez bez rewelacji ten rok chyba istotnie niezbyt obfitował w gatunki w Bieszczadach. B.tesserula była jeszcze czy już nie? Bywała dosyć licznie w początkach sierpnia a jak teraz? Przyznam się że w tym roku najliczniejsze tesserule obserwowałem na Słowacji ( znane przejście przez Ruske Sedlo). Aromii i Brachyleptury było zatrzęsienie, inne tez bywały no ale skoro łowic u nich nie wolno ...
Jedyne co mnie zdziwiło niepomiernie to kwestia tzw. ochrony przyrodniczej na terenie Słowacji, gdzie parę metrów od granicy Słowacy a i Polacy czesali jagody grzebieniami w ilości osób przynajmniej 15....a na granicę można już wjechać samochodem z czego jagodziarze korzystali...
P.quadrimaculata mnie w tym roku zawiodła bo poza jednym osobnikiem nie widziałem żadnej. Taki dziwaczny entomologicznie rok, przynajmniej dla mnie.
Fajna relacja !
Siekierezada zaliczona jak widzę hehe, niestety moja żona wyciągać się do takich knajpek nie daje, a szkoda, że tak wspomnę pobyt sprzed 3 lat chyba, z Delogiem i Pticą ...ech....
Jedyne co mnie zdziwiło niepomiernie to kwestia tzw. ochrony przyrodniczej na terenie Słowacji, gdzie parę metrów od granicy Słowacy a i Polacy czesali jagody grzebieniami w ilości osób przynajmniej 15....a na granicę można już wjechać samochodem z czego jagodziarze korzystali...
P.quadrimaculata mnie w tym roku zawiodła bo poza jednym osobnikiem nie widziałem żadnej. Taki dziwaczny entomologicznie rok, przynajmniej dla mnie.
Fajna relacja !
Siekierezada zaliczona jak widzę hehe, niestety moja żona wyciągać się do takich knajpek nie daje, a szkoda, że tak wspomnę pobyt sprzed 3 lat chyba, z Delogiem i Pticą ...ech....
- Kamil Mazur
- Posty: 1922
- Rejestracja: niedziela, 19 grudnia 2004, 15:14
- Specjalność: Psychidae
- Lokalizacja: Rzeszów
- Kontakt:
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Znam to miejsce (Przeł.n.Roztokami, czy jak kto woli Ruske sedlo) i również wjeżdżam autkiem choć na początku maja, bo jest tam jedna fajna koszówka. Ale borówek nie zbieram
Nie wiem na czym łapiecie chrząszczyki ale jeśli mi zniszczycie pniaki czy inne kawałki drewnopodobne wystające z ziemi na tej przełęczy (szczególnie w dolnej części przełęczy tuż przy słowackiej drodze) to nie daruję.
BTW, fajna relacja, to lubię.
Nie wiem na czym łapiecie chrząszczyki ale jeśli mi zniszczycie pniaki czy inne kawałki drewnopodobne wystające z ziemi na tej przełęczy (szczególnie w dolnej części przełęczy tuż przy słowackiej drodze) to nie daruję.
BTW, fajna relacja, to lubię.
- J. Tatur-Dytkowski
- Posty: 682
- Rejestracja: sobota, 23 kwietnia 2005, 11:09
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Fajna relacja i przyjemnie się czyta . E. austriaca piękny stwór, jak dotąd spotkałem tylko w Grecji. W tym roku nie tak znowu źle z robactwem. Co prawda mam świadomość, że w Bieszczadach zawitałem nieco wcześniej, bo w pierwszej połowie czerwca
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Przepraszam za niedotrzymanie słowa i dzień opóźnienia, jednak etykietowanie pochłania Cieszę się, że moje opowieści podobają się i dziękuje za miłe słowa. Zachęcam do lektury młodszych, niedoświadczonych i "wydyganych" entomologów, bojących się podejmować wyprawy w nieznane. B. tesserula dopisywała, była średnio liczna. Znacznie więcej było R. maculata'y
Dzień trzeci.
Wieczorem pozornie opustoszała Cisna, rano bardziej tętniąca życiem mieścinka. Chwila na oddech porannym bieszczadzkim powietrzem z balkonu schroniska, wstępne zapoznanie z możliwymi granicami do przekroczenia i uświadomienie sobie jakim utrudnieniem jest obecność Ukrainy po za granicami schengen (nie mówię tu o tańszych papierosach czy alkoholu ) Po prostu okazało się, że musimy nadrobić sporo km cofając się do przejścia za Radoszycami jeśli mnie pamięć nie myli.
Dzień szykował się cudownie, lekkie słoneczko z rana, ale jak to w przyrodzie bywa wszystko musi dojrzeć. Jedyna gwiazdka w naszym układzie słonecznym, po przekroczeni granicy zaczęła pluć żarem w nas. Mimo białego koloru auta siedzieliśmy w gorącej konserwie.
O słońcu jeszcze wspomnę, tymczasem przejazd przez granicę mnie lekko zszokował jako młodego kierowcę. Brak niektórych znaków typu "teren zabudowany", obecność: "Zone ...".
Nie czuję się najlepszym kierowcą więc zwykłem patrzeć co robią inni. Przyczepiłem się do jakiegoś auta, obserwowałem z jaką prędkością co i jak. Nie zgubiliśmy się, znaki dobrze wskazywały kierunki. Przemierzaliśmy Słowację obserwując rzeszę cyganów, znacznie mniej Słowaków. Widok spalonej słońcem trawy nie wróżył nic dobrego dla naszych obserwacji entomologicznych.
Nie pasował nam już sam fakt bardzo małej ilości kwitnących baldachów, większość przekwitła. Co południe to południe, nachylenie stoków, lasy głownie na wzgórzach i górach. Widoki ładne, jednak od środka nie jest to tak fascynujące jak od polskiej strony.
Ładne widoczki były na plarzy przy jeziorze Zemplínska Šírava. W końcu po około 150km podróży (co najśmieszniejsze po prostej wychodzi bagatela 60km, czyli blisko 3 razy mniej! Magia gór...) Dotarliśmy do parkingu (2€/h, dla porównania w Polsce 2zł ) I piechotką w górę.
Podziwialiśmy stare lasy, zwiedziliśmy słowackie Morskie Oko. Piękna woda, ryby ciekawskie i wygłodniałe niczym kojoty Owadziarsko teren opustoszały, w pniach jakieś otwory wylotowe były przy szlaku ale bez szału. Niebywałe wrażenie robiły wielkie buki, zatopione w jeziorze w skutek wymywania brzegów. Gdy napatrzyliśmy się na wodę, Wujek zrobił zdjęcia postanowiliśmy odwrót. Powrót do ojczyzny był męczący ale już w Polsce mieliśmy ulgę w cieniu gór.
Przy wjeździe do "nas" podirytował mnie pewien fakt. Słowacy mieli tablice w Polsce nt. polskich znaków, ograniczeń prędkości itp. Oni czegoś takiego nie umieścili przy granicy Słowackiej...
Na składnicy zaraz po polskiej stronie rzadki widok kopulująca parka M. galloprovincialis. I obaliłem mój kolejny mit. Wydawało mi się, że w cieniu, popołudniu jedynie mogę katar złapać okazuje się z lekka inaczej. Po dziennym upale popołudniami sporo kóz wychodziło na kwiaty, sągi.
Nocleg zaplanowaliśmy w Wetlinie, po drodze sprawdziliśmy stosy czy o tej porze dnia coś siedzi. Nic ciekawego, ilości też głowy nie urywały...
W Wetlinie okazało się, że skromne budynki mają skromne ceny. Tu było najtaniej. Po zarezerwowaniu miejsca na noc, wieczorem wzięliśmy prowiant i poszliśmy na nocne obserwacje. Tym razem bardziej owocne. Ale nie zdradzę wszystkiego, Adam uzupełni
W Smerku zjedliśmy porządną kolacje, pogawędziliśmy i postanowiliśmy wracać. Mając smaka na jakiś dobry trunek energetyczny, w Wetlinie odwiedziliśmy pewien Pub. Świat jest mały, Polska tym bardziej. Adam spotkał znajomych, pograliśmy w piłkarzyki i tak oto mijał wieczór ostatni w Bieszczadach...
Jak zwykle miało być krótko i konkretnie. "Krótko" uciekło oknem, natomiast "i" wyszło drzwiami. Pozostaje pytanie czy "konkretnie" mi nie wyleciało przez komin.
CDN...
Dzień trzeci.
Wieczorem pozornie opustoszała Cisna, rano bardziej tętniąca życiem mieścinka. Chwila na oddech porannym bieszczadzkim powietrzem z balkonu schroniska, wstępne zapoznanie z możliwymi granicami do przekroczenia i uświadomienie sobie jakim utrudnieniem jest obecność Ukrainy po za granicami schengen (nie mówię tu o tańszych papierosach czy alkoholu ) Po prostu okazało się, że musimy nadrobić sporo km cofając się do przejścia za Radoszycami jeśli mnie pamięć nie myli.
Dzień szykował się cudownie, lekkie słoneczko z rana, ale jak to w przyrodzie bywa wszystko musi dojrzeć. Jedyna gwiazdka w naszym układzie słonecznym, po przekroczeni granicy zaczęła pluć żarem w nas. Mimo białego koloru auta siedzieliśmy w gorącej konserwie.
O słońcu jeszcze wspomnę, tymczasem przejazd przez granicę mnie lekko zszokował jako młodego kierowcę. Brak niektórych znaków typu "teren zabudowany", obecność: "Zone ...".
Nie czuję się najlepszym kierowcą więc zwykłem patrzeć co robią inni. Przyczepiłem się do jakiegoś auta, obserwowałem z jaką prędkością co i jak. Nie zgubiliśmy się, znaki dobrze wskazywały kierunki. Przemierzaliśmy Słowację obserwując rzeszę cyganów, znacznie mniej Słowaków. Widok spalonej słońcem trawy nie wróżył nic dobrego dla naszych obserwacji entomologicznych.
Nie pasował nam już sam fakt bardzo małej ilości kwitnących baldachów, większość przekwitła. Co południe to południe, nachylenie stoków, lasy głownie na wzgórzach i górach. Widoki ładne, jednak od środka nie jest to tak fascynujące jak od polskiej strony.
Ładne widoczki były na plarzy przy jeziorze Zemplínska Šírava. W końcu po około 150km podróży (co najśmieszniejsze po prostej wychodzi bagatela 60km, czyli blisko 3 razy mniej! Magia gór...) Dotarliśmy do parkingu (2€/h, dla porównania w Polsce 2zł ) I piechotką w górę.
Podziwialiśmy stare lasy, zwiedziliśmy słowackie Morskie Oko. Piękna woda, ryby ciekawskie i wygłodniałe niczym kojoty Owadziarsko teren opustoszały, w pniach jakieś otwory wylotowe były przy szlaku ale bez szału. Niebywałe wrażenie robiły wielkie buki, zatopione w jeziorze w skutek wymywania brzegów. Gdy napatrzyliśmy się na wodę, Wujek zrobił zdjęcia postanowiliśmy odwrót. Powrót do ojczyzny był męczący ale już w Polsce mieliśmy ulgę w cieniu gór.
Przy wjeździe do "nas" podirytował mnie pewien fakt. Słowacy mieli tablice w Polsce nt. polskich znaków, ograniczeń prędkości itp. Oni czegoś takiego nie umieścili przy granicy Słowackiej...
Na składnicy zaraz po polskiej stronie rzadki widok kopulująca parka M. galloprovincialis. I obaliłem mój kolejny mit. Wydawało mi się, że w cieniu, popołudniu jedynie mogę katar złapać okazuje się z lekka inaczej. Po dziennym upale popołudniami sporo kóz wychodziło na kwiaty, sągi.
Nocleg zaplanowaliśmy w Wetlinie, po drodze sprawdziliśmy stosy czy o tej porze dnia coś siedzi. Nic ciekawego, ilości też głowy nie urywały...
W Wetlinie okazało się, że skromne budynki mają skromne ceny. Tu było najtaniej. Po zarezerwowaniu miejsca na noc, wieczorem wzięliśmy prowiant i poszliśmy na nocne obserwacje. Tym razem bardziej owocne. Ale nie zdradzę wszystkiego, Adam uzupełni
W Smerku zjedliśmy porządną kolacje, pogawędziliśmy i postanowiliśmy wracać. Mając smaka na jakiś dobry trunek energetyczny, w Wetlinie odwiedziliśmy pewien Pub. Świat jest mały, Polska tym bardziej. Adam spotkał znajomych, pograliśmy w piłkarzyki i tak oto mijał wieczór ostatni w Bieszczadach...
Jak zwykle miało być krótko i konkretnie. "Krótko" uciekło oknem, natomiast "i" wyszło drzwiami. Pozostaje pytanie czy "konkretnie" mi nie wyleciało przez komin.
CDN...
- Wojtek Guzik
- Posty: 1012
- Rejestracja: wtorek, 10 lipca 2007, 14:42
- Lokalizacja: Krosno
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Tym razem komin musiał być solidnie zatkany.
Fajna relacja, szkoda że nie ma ani słowa o lepidoptera, ale... wszystkiego mieć nie można.
Czekam na ciąg dalszy
Fajna relacja, szkoda że nie ma ani słowa o lepidoptera, ale... wszystkiego mieć nie można.
Czekam na ciąg dalszy
- Przemek Zięba
- Posty: 1363
- Rejestracja: środa, 14 grudnia 2011, 10:29
- Kontakt:
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Bazę Ludzi z Mgły czy Rancho?tempelik pisze: w Wetlinie odwiedziliśmy pewien Pub.
- Wujek Adam [†]
- Posty: 3305
- Rejestracja: środa, 30 maja 2007, 20:17
- UTM: DC98
- Specjalność: Cerambycidae
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
Skoro tak, to z leksza temat uzupełnię:
Vihorlat zaatakowaliśmy od południa, co okazało się błędem. Tu fenologicznie Cerambycidae miały się wyraźnie ku końcowi. Pierwszą spotkaną kózką była Rosalia alpina, a ogólnie odnotowaliśmy tam bodajże ledwie 5 gatunków z tej rodziny, wliczając w to 2 trupy rozdziobanych dyląży poniewierające się na drodze.
Trochę czasu poświęciliśmy Lepturze aurulencie szukając jej nie tylko na lichych resztkach kwiatów, ale i na bukowych pniach i pniakach, na których lubią przesiadywać samice. Niestety - tym razem z efektem zerowym.
I jeszcze a propos wetlińskiej (i poprzedniej ciśniańskiej także) nocy:
Mimo gorącego dnia, około pierwszej w nocy, termometr zawieszony na ganku naszej kwatery wskazywał... tylko 9 st. C.! W tej sytuacji i motyl do światła leciał raczej marnie, i biegacze którym poświęciliśmy dwa wieczorne spacery, też były niezbyt aktywne. Ogólnie z rodzaju biegacz w tych dniach odnotowaliśmy tylko 5 gatunków, w pojedynczych egzemplarzach. A wśród nich jedynie C. granulatus był żywy! C. auronites, C. coriaceus, C. ulrichi i C. violaceus ukazały nam się jako rozjechane placuszki na szosie...
A propos vihorlackich klimatów pod względem Cerambycidae nieszczególnie jest co obrazować.
Wobec powyższego dodam tu fotki robione głównie dzień wcześniej, a pokazujące radosne kozie gody na bieszczadzkich kwiatach.
Ps. No i jak to o Lepidoptera nie było tu mowy???
A Callimorpha quadripunctaria i wstęgówki, to pies?
(O Limenitis camilla napisałem zaś w stosownym wątku.)
Ps 2. Tym razem piwo się lało w Bazie Ludzi z Mgły, Przemku!
Vihorlat zaatakowaliśmy od południa, co okazało się błędem. Tu fenologicznie Cerambycidae miały się wyraźnie ku końcowi. Pierwszą spotkaną kózką była Rosalia alpina, a ogólnie odnotowaliśmy tam bodajże ledwie 5 gatunków z tej rodziny, wliczając w to 2 trupy rozdziobanych dyląży poniewierające się na drodze.
Trochę czasu poświęciliśmy Lepturze aurulencie szukając jej nie tylko na lichych resztkach kwiatów, ale i na bukowych pniach i pniakach, na których lubią przesiadywać samice. Niestety - tym razem z efektem zerowym.
I jeszcze a propos wetlińskiej (i poprzedniej ciśniańskiej także) nocy:
Mimo gorącego dnia, około pierwszej w nocy, termometr zawieszony na ganku naszej kwatery wskazywał... tylko 9 st. C.! W tej sytuacji i motyl do światła leciał raczej marnie, i biegacze którym poświęciliśmy dwa wieczorne spacery, też były niezbyt aktywne. Ogólnie z rodzaju biegacz w tych dniach odnotowaliśmy tylko 5 gatunków, w pojedynczych egzemplarzach. A wśród nich jedynie C. granulatus był żywy! C. auronites, C. coriaceus, C. ulrichi i C. violaceus ukazały nam się jako rozjechane placuszki na szosie...
A propos vihorlackich klimatów pod względem Cerambycidae nieszczególnie jest co obrazować.
Wobec powyższego dodam tu fotki robione głównie dzień wcześniej, a pokazujące radosne kozie gody na bieszczadzkich kwiatach.
Ps. No i jak to o Lepidoptera nie było tu mowy???
A Callimorpha quadripunctaria i wstęgówki, to pies?
(O Limenitis camilla napisałem zaś w stosownym wątku.)
Ps 2. Tym razem piwo się lało w Bazie Ludzi z Mgły, Przemku!
- Załączniki
- Bieszczady 2013_18.JPG (167.8 KiB) Przejrzano 6543 razy
- Bieszczady 2013_19.JPG (92.57 KiB) Przejrzano 6543 razy
- Bieszczady 2013_20.JPG (100.19 KiB) Przejrzano 6543 razy
- Bieszczady 2013_21.JPG (108.71 KiB) Przejrzano 6543 razy
- Bieszczady 2013_22.JPG (109.64 KiB) Przejrzano 6543 razy
- Bieszczady 2013_23.JPG (131.34 KiB) Przejrzano 6543 razy
-
- Gnorimus nobilis - zwykle liczny na kwiatach o tej porze w Bieszczadach, podczas naszej wyprawy spotykany pojedynczo
- Przemek Zięba
- Posty: 1363
- Rejestracja: środa, 14 grudnia 2011, 10:29
- Kontakt:
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
A więc jednak Baza
Ciekawe obserwacje!
Powiem, że w trakcie pobytu w Bieszczadach praktycznie nie widziałem dużych biegaczy wcale! Troche mnie to zdeprymowało, ponieważ zamierzałem porobić jakieś fotki. Jedynego dużego biegacza (nieżywego) znalazł mój syn po słowackiej stronie, a dziwny on był dziwny, wolałem nie brać - ponieważ słuchy mnie doszły, że po słowackiej po krzakach siedzą jacyś strażnicy i polują na polskich entomologów... Ale mój syn niepomny po prostu wziął go do ręki i przemycił truchełko na polska stronę, bez mojej wiedzy ot sprytne dziecko ...póki co leży w zamrożeniu, jak ktoś pożąda go bardzo to po remoncie (który mam w domu) wygrzebię i daruję
Co do gnorimusa,
owszem był ale np. na Roztoczu były go ogromne ilości a w Bieszczadach - skromnie. Jedynie dopisał T. fasciatus, było go naprawdę sporo...nie chce mi się wklejać fotek dam linki
http://prem6.flog.pl/wpis/7427761/orszol-prazkowany
No ale bardzo dopisał Liparus glabrirostris, praktycznie wszędzie go spotykałem
http://prem6.flog.pl/wpis/7445266/rozpu ... eznikowiec
generalnie bywało lepiej np B.tesserula jedynie po słowackiej stronie w dużych ilościach
http://prem6.flog.pl/wpis/7468878/brach ... zarnozolty
a po polskiej lichutko...
Fakt wyjazd z rodziną, w tym dwójką dzieci rzadko idzie w parze z rzetelnymi połowami i obserwacjami no ale tak w tym roku wypadło. Miałem jechać pierwotnie jeszcze w początkach sierpnia ale w pracy zapieprz no i początek remontu w domu skutecznie mi wybił z łepetyny wyjazdy.
Trochę inny rok niż zazwyczaj jeśli chodzi o owady, no ale...
Z ciekawostek - w początkach lipca pojechaliśmy z synem w okolice Stalowej Woli w miesce gdzie można wszędzie było natknąć się na Dorcusa parallelopipedusa - w tym roku ani jednego nie spotkaliśmy a szkoda bo ostrzyłem sobie obiektyw na niego A jechałem niemalże w ciemno, bo w początkach lipca można było spotkać go na tej miejscówce prawie na każdej ścieżce i w każdym dębowym powalonym pniaczku...i cisza... Obiecałem synowi foto safari w czasie tego wypadu bo i nasza modliszka tam pospolita i w lipcu można było już takie wyrośnięte L4 obserwować i to wszędzie ( od kilku lat) a w tym roku ani jednej....A gdzieniegdzie jak czytam na forum znowu powszechnie obserwowana, dziwny trochę ten rok.
pozdr
P.
Ciekawe obserwacje!
Powiem, że w trakcie pobytu w Bieszczadach praktycznie nie widziałem dużych biegaczy wcale! Troche mnie to zdeprymowało, ponieważ zamierzałem porobić jakieś fotki. Jedynego dużego biegacza (nieżywego) znalazł mój syn po słowackiej stronie, a dziwny on był dziwny, wolałem nie brać - ponieważ słuchy mnie doszły, że po słowackiej po krzakach siedzą jacyś strażnicy i polują na polskich entomologów... Ale mój syn niepomny po prostu wziął go do ręki i przemycił truchełko na polska stronę, bez mojej wiedzy ot sprytne dziecko ...póki co leży w zamrożeniu, jak ktoś pożąda go bardzo to po remoncie (który mam w domu) wygrzebię i daruję
Co do gnorimusa,
owszem był ale np. na Roztoczu były go ogromne ilości a w Bieszczadach - skromnie. Jedynie dopisał T. fasciatus, było go naprawdę sporo...nie chce mi się wklejać fotek dam linki
http://prem6.flog.pl/wpis/7427761/orszol-prazkowany
No ale bardzo dopisał Liparus glabrirostris, praktycznie wszędzie go spotykałem
http://prem6.flog.pl/wpis/7445266/rozpu ... eznikowiec
generalnie bywało lepiej np B.tesserula jedynie po słowackiej stronie w dużych ilościach
http://prem6.flog.pl/wpis/7468878/brach ... zarnozolty
a po polskiej lichutko...
Fakt wyjazd z rodziną, w tym dwójką dzieci rzadko idzie w parze z rzetelnymi połowami i obserwacjami no ale tak w tym roku wypadło. Miałem jechać pierwotnie jeszcze w początkach sierpnia ale w pracy zapieprz no i początek remontu w domu skutecznie mi wybił z łepetyny wyjazdy.
Trochę inny rok niż zazwyczaj jeśli chodzi o owady, no ale...
Z ciekawostek - w początkach lipca pojechaliśmy z synem w okolice Stalowej Woli w miesce gdzie można wszędzie było natknąć się na Dorcusa parallelopipedusa - w tym roku ani jednego nie spotkaliśmy a szkoda bo ostrzyłem sobie obiektyw na niego A jechałem niemalże w ciemno, bo w początkach lipca można było spotkać go na tej miejscówce prawie na każdej ścieżce i w każdym dębowym powalonym pniaczku...i cisza... Obiecałem synowi foto safari w czasie tego wypadu bo i nasza modliszka tam pospolita i w lipcu można było już takie wyrośnięte L4 obserwować i to wszędzie ( od kilku lat) a w tym roku ani jednej....A gdzieniegdzie jak czytam na forum znowu powszechnie obserwowana, dziwny trochę ten rok.
pozdr
P.
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
W Lubaczowie ostatnie żywe imago 3 dni temu, samicaWujek Adam pisze:Z ciekawostek - w początkach lipca pojechaliśmy z synem w okolice Stalowej Woli w miesce gdzie można wszędzie było natknąć się na Dorcusa parallelopipedusa - w tym roku ani jednego nie spotkaliśmy a szkoda bo ostrzyłem sobie obiektyw na niego
Pozdrawiam
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
W ostatnim poście machnąłem się, zacytowałem Przemka Ziębę, a podpisało Wujka Adama. Przepraszam, mój błąd.
Nadszedł czas na zakończenie relacji, opisze ostatni dzień wyprawy.
Standardowo pobudka, toaleta, poszukiwanie jedzenia. Dzień prędzej znaleźliśmy jadłodajnie "Smak w Wetlinie", więc zabraliśmy się tam. Miejsce proste, stały auta co wskazywało na jakiś ruch i nie dużą cenę. Błąd. Cena była nieduża, jajecznica dobra ale auta stały ze względu na mszę w pobliskim kościółku/kaplicy... Po obmyśleniu trasy i miejsc które wypadało odwiedzić siedliśmy w auto. Bieszczady stały przed nami otworem
Oczywiście wypadało obejrzeć połoniny. Z Wetliny pojechaliśmy do Ustrzyk Górnych, potem na Wołosate obejrzeć najwyższy szczyt polskich Bieszczadów, Tarnicę. Jeśli ktoś musiał schodzić z Tarnicy o tej godzinie, to nie zazdroszczę... Upał niesamowity, ptaki schowane w krzakach, owadów brak pomimo obecności baldachów. Ale widok na szczyt ładny
Koniec oglądania góry, trzeba wracać.
Później, w drodze powrotnej zabraliśmy autostopowicza, obcokrajowca. Podrzuciliśmy mężczyznę do Ustrzyk. W drodze powrotnej odwiedziliśmy składnice nieopodal Kalnicy. Przywitały nas tam żerdzianki M. sutor i M. sartor, ponadto X. rusticus, A. clavipes. Być może coś jeszcze o czym zapomniałem, jednak nic podczas tych czterech dni nie zdziwiło mnie tak jak widok samca X. rusticus który KOPULOWAŁ (mówię to o włożeniu kopulatora do kanałów rodnych samicy) z samicą M. sartor, jeszcze gdyby ta samica była jakaś karłowata, a to było bydle 35mm!!! W dodatku parka siedziała na świerku. Widać chęć eksperymentowania nawet wśród owadów istnieje Niestety, Wujek nie zdążył zrobić zdjęcia i parka się rozpierzchła. Jak widać X. rusticus - mały ale wariat
Powrót na zachód, po drodze zajrzeliśmy do Mikowa. Tam ja trafiłem czarną Aromię. Okazało się, że składnice też nie przepadły. W przyrodzie nic nie ginie, zmienia miejsce swojego bytowania
Schyłek naszego spotkania to kilku godzinna podróż do Rzeszowa. Korki przed Boguchwałą, szybko kurczący się czas do przyjazdu autobusu, strach, pośpiech i niemożność działania. Jednak jak widać wszystko się ułożyło. Na dworcu w Rzeszowie Adam czekał na środek transportu, ostatnie słowa i dwugodzinna podróż do moich Bombidołów
Podsumowując. Nie taki diabeł straszny jak go malują, wystarczy zacząć. Bieg wydarzeń rzuci nas tak, żebyśmy byli zadowoleni W Bieszczadach nie jest tak drogo, wszystko da się załatwić bez deklaracji i rezerwowania. W aucie nie spałem, w survival się nie musiałem bawić, nikt mnie nie zamordował... Obserwowałem ciekawe dla mnie owady, trochę odławiałem a przede wszystkim uczyłem się. Chłonąłem wiedzę ile tylko potrafiłem, wypytywałem, słuchałem i obserwowałem. Tego nie zastąpi żaden post na forum ani książka choćby nie wiem jak barwnym językiem pisana... Zachęcam wszystkich do wyjazdu w tą piękną część Polski...
Pozwolę sobie zakończyć tą opowieść, zżynając od jednej z najbliższych mi osób, parafrazą cytatu z "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza: Koniec i bomba, a kto nie był ten trąba!
Ps. Mam nadzieję, że teraz na myśl o Bieszczadach ślinianki wam intensywniej pracują
Nadszedł czas na zakończenie relacji, opisze ostatni dzień wyprawy.
Standardowo pobudka, toaleta, poszukiwanie jedzenia. Dzień prędzej znaleźliśmy jadłodajnie "Smak w Wetlinie", więc zabraliśmy się tam. Miejsce proste, stały auta co wskazywało na jakiś ruch i nie dużą cenę. Błąd. Cena była nieduża, jajecznica dobra ale auta stały ze względu na mszę w pobliskim kościółku/kaplicy... Po obmyśleniu trasy i miejsc które wypadało odwiedzić siedliśmy w auto. Bieszczady stały przed nami otworem
Oczywiście wypadało obejrzeć połoniny. Z Wetliny pojechaliśmy do Ustrzyk Górnych, potem na Wołosate obejrzeć najwyższy szczyt polskich Bieszczadów, Tarnicę. Jeśli ktoś musiał schodzić z Tarnicy o tej godzinie, to nie zazdroszczę... Upał niesamowity, ptaki schowane w krzakach, owadów brak pomimo obecności baldachów. Ale widok na szczyt ładny
Koniec oglądania góry, trzeba wracać.
Później, w drodze powrotnej zabraliśmy autostopowicza, obcokrajowca. Podrzuciliśmy mężczyznę do Ustrzyk. W drodze powrotnej odwiedziliśmy składnice nieopodal Kalnicy. Przywitały nas tam żerdzianki M. sutor i M. sartor, ponadto X. rusticus, A. clavipes. Być może coś jeszcze o czym zapomniałem, jednak nic podczas tych czterech dni nie zdziwiło mnie tak jak widok samca X. rusticus który KOPULOWAŁ (mówię to o włożeniu kopulatora do kanałów rodnych samicy) z samicą M. sartor, jeszcze gdyby ta samica była jakaś karłowata, a to było bydle 35mm!!! W dodatku parka siedziała na świerku. Widać chęć eksperymentowania nawet wśród owadów istnieje Niestety, Wujek nie zdążył zrobić zdjęcia i parka się rozpierzchła. Jak widać X. rusticus - mały ale wariat
Powrót na zachód, po drodze zajrzeliśmy do Mikowa. Tam ja trafiłem czarną Aromię. Okazało się, że składnice też nie przepadły. W przyrodzie nic nie ginie, zmienia miejsce swojego bytowania
Schyłek naszego spotkania to kilku godzinna podróż do Rzeszowa. Korki przed Boguchwałą, szybko kurczący się czas do przyjazdu autobusu, strach, pośpiech i niemożność działania. Jednak jak widać wszystko się ułożyło. Na dworcu w Rzeszowie Adam czekał na środek transportu, ostatnie słowa i dwugodzinna podróż do moich Bombidołów
Podsumowując. Nie taki diabeł straszny jak go malują, wystarczy zacząć. Bieg wydarzeń rzuci nas tak, żebyśmy byli zadowoleni W Bieszczadach nie jest tak drogo, wszystko da się załatwić bez deklaracji i rezerwowania. W aucie nie spałem, w survival się nie musiałem bawić, nikt mnie nie zamordował... Obserwowałem ciekawe dla mnie owady, trochę odławiałem a przede wszystkim uczyłem się. Chłonąłem wiedzę ile tylko potrafiłem, wypytywałem, słuchałem i obserwowałem. Tego nie zastąpi żaden post na forum ani książka choćby nie wiem jak barwnym językiem pisana... Zachęcam wszystkich do wyjazdu w tą piękną część Polski...
Pozwolę sobie zakończyć tą opowieść, zżynając od jednej z najbliższych mi osób, parafrazą cytatu z "Ferdydurke" Witolda Gombrowicza: Koniec i bomba, a kto nie był ten trąba!
Ps. Mam nadzieję, że teraz na myśl o Bieszczadach ślinianki wam intensywniej pracują
- Wujek Adam [†]
- Posty: 3305
- Rejestracja: środa, 30 maja 2007, 20:17
- UTM: DC98
- Specjalność: Cerambycidae
- Lokalizacja: Warszawa
Re: Czterodniowy wypad w Bieszczady (1 - 4 VIII 2013)
W podsumowaniu przedstawiam listę gatunków Cerambycidae, które odnotowaliśmy podczas naszej małej wyprawy w Bieszczady:
Prionus coriarius
Corymbia rubra
Stictoleptura scutellata
Stictoleptura tesserula
Anastrangalia dubia
Anastrangalia sanguinolenta
Pachytodes cerambyciformis
Leptura qadrifasciata
Strangalia attenuata
Rutpela maculata
Stenurella melanura
Arhopalus rusticus
Spondylis buprestoides
Molorchus minor
Aromia moschata
Rosalia alpina
Hylotrupes bajulus
Xylotrechus rusticus
Monochamus galloprovincialis
Monochamus sartor
Monochamus sutor
Acanthocinus griseus
Acanthocinus reticulatus
Aegomorphus clavipes
Saperda carcharias
Saperda scalaris
Oberea oculata
I dodaję mini foto-realcje ze spotkań z nierzadką w tej części kraju kózką, której niepowtarzalna i niezaprzeczalna uroda zawsze robi wrażenie na każdym miłośniku przyrody!
Prionus coriarius
Corymbia rubra
Stictoleptura scutellata
Stictoleptura tesserula
Anastrangalia dubia
Anastrangalia sanguinolenta
Pachytodes cerambyciformis
Leptura qadrifasciata
Strangalia attenuata
Rutpela maculata
Stenurella melanura
Arhopalus rusticus
Spondylis buprestoides
Molorchus minor
Aromia moschata
Rosalia alpina
Hylotrupes bajulus
Xylotrechus rusticus
Monochamus galloprovincialis
Monochamus sartor
Monochamus sutor
Acanthocinus griseus
Acanthocinus reticulatus
Aegomorphus clavipes
Saperda carcharias
Saperda scalaris
Oberea oculata
I dodaję mini foto-realcje ze spotkań z nierzadką w tej części kraju kózką, której niepowtarzalna i niezaprzeczalna uroda zawsze robi wrażenie na każdym miłośniku przyrody!
- Załączniki
- Bieszczady 2013_25.JPG (254.01 KiB) Przejrzano 6384 razy
- Bieszczady 2013_26.JPG (161.5 KiB) Przejrzano 6384 razy
- Bieszczady 2013_27.JPG (160.5 KiB) Przejrzano 6384 razy
- Bieszczady 2013_28.JPG (167.82 KiB) Przejrzano 6384 razy
- Bieszczady 2013_29.JPG (129.47 KiB) Przejrzano 6384 razy
- Przemek Zięba
- Posty: 1363
- Rejestracja: środa, 14 grudnia 2011, 10:29
- Kontakt: